Rok produkcji: | 2012 |
Reżyser: | Peter Jackson |
Scenarzysta: | Guillermo del Toro, Peter Jackson, Fran Walsh, Philippa Boyens |
Gatunek: | Fantasy, Przygodowy |
Oryginalny tytuł: | The Hobbit: An Unexpected Journey |
Na początku recenzji zaczniemy zapewne od tego, o czym wszyscy mówią: czym kierował się Jackon, dzieląc krótką książkę dla dzieci na aż trzy długie filmy. Wiadomo przecież, że Hobbit nie dorównuje rozmachem sześciu księgom Władcy Pierścieni i jego treść jest zbyt uboga, by podzielić ją na trzy produkcje. Co prawda, reżyser od początku zamierzał wykorzystać notatki Tolkiena i sięgnąć do historii zawartych w Silmarilionie, jednak podchodziliśmy do tego pomysłu ze zdrową dawką sceptycyzmu. I okazało się, że słusznie.
Co prawda, przyszliśmy do kina odrobinę spóźnieni (pamiętajcie, żeby się nie spieszyć podczas jedzenia ryby z ośćmi!), wpadliśmy do sali akurat w momencie, kiedy rozpoczęła się opowieść o utracie Ereboru przez krasnoludy. Następnie wracamy do sceny, od której zaczęła się także Drużyna Pierścienia - trwają właśnie przygotowania do urodzin Bilba, spisującego swoją historię. Następnie wraca on wspomnieniami do wydarzeń sprzed sześćdziesięciu lat, kiedy to po raz pierwszy odwiedził go nieco gburowaty czarodziej Gandalf.
Pierwsze sceny sprawiają wrażenie, jakby miała to być wierna ekranizacja dzieła Tolkiena. Rozmowa hobbita z przybyszem jest praktycznie kalką wydarzeń z książki. Niestety, im dalej, tym gorzej: już w momencie, kiedy Bilbo opuszcza dom, następują niekorzystne zmiany w fabule. Widać reżyser uznał, że jego własne pomysły będą lepsze niż wizja twórcy historii. Nie były. Za dużo było w nich naiwności, braku uzasadnienia dla postępowania bohaterów oraz patosu. Gandalf pozbawiony był swojej potęgi, mądrości i opanowania, które stanowiły jego znak rozpoznawczy w książkach - jego rozmowa z Galadrielą (tak, ona też tam została dodana), kiedy mówi jej, że dzięki Bilbowi mniej się boi, doskonale podkreśla słabość jego charakteru w filmie. Natomiast krasnoludy i, co najgorsze, hobbit są zbyt bohaterscy i nieskazitelni. Każdy ich czyn podkreśla zwolnione tempo, triumfalna muzyka, rozwiane włosy, a za plecami postaci jest słońce, rozświetlające ich oblicza (cud kinematografii!). Cliché jest po prostu wszechobecne.
A teraz najważniejsze, czyli arcywróg. Tak, w Hollywood każdy jakiegoś ma. Tutaj padło na Thorina, którego prześladuje Azog Blady, morderca jego ojca, który przysiągł, że wytraci cały lud Durina. Niestety, motywacje orka są nam nieznane. Po prostu chodzi i zabija krasnoludy, bez żadnego ważniejszego powodu. Szkoda tylko, że w książce o Azogu nie ma ani słowa, a jeśli już występuje, to na pewno nie w roli fanatycznego prześladowcy Thorina. Można odnieść wrażenie, że reżyser lekceważy istotę przypadku w opowiadanej historii. Każdy element, który w książce był wynikiem zdarzeń losowych (co urozmaicało fabułę), tutaj jest niejako zaplanowany od początku, a jego motorem napędowym jest zazwyczaj działanie Azoga.
Sposób narracji sprawia, że nie potrafimy zaangażować się w film i przywiązać emocjonalnie do bohaterów, przez co ich czyny (głównie podczas bardzo częstych walk) nie robią na nas wrażenia, a czasem wyglądają wręcz śmiesznie. Za mało jest hobbita w Hobbicie - to krasnoludy znajdują się na pierwszym planie, co sprawia, że film traci na baśniowości i naturalnym humorze. Reżyser stara się rozśmieszyć widza niewybrednymi gagami i niekiedy prostackimi zachowaniami. Owszem, krasnoludy były głośne i nieco niedelikatne, jednak nie do tego stopnia, jak zostały przedstawione w ekranizacji.
Teraz należałoby wspomnieć parę słów o aktorach. Martin Freeman w roli Bilba poradził sobie naprawdę znakomicie. W jego grze można było odczuć lekkość oraz hobbickie zamiłowanie do spokoju i domatorstwa. Dobrze poradził sobie także Hugo Weaving (Elrond), który, co prawda, nie występował długo, lecz stworzył przekonującą postać. Uważamy jednak, że najlepiej prezentował się Gollum (Andy Serkis). Postać została interesująco rozwinięta od czasów trylogii. Tutaj możemy ją zobaczyć jako istotę znacznie bardziej drapieżną i groźną, niż we Władcy Pierścieni, a scena gry w zagadki jest zdecydowanie najlepszą w całym filmie.
Muzyka, jak zwykle, stoi na bardzo wysokim poziomie. Pieśń krasnoludów (powyżej) jest zachwycająca, a utworzenie z niej motywu przewodniego wyszło Hobbitowi na dobre. Trafieniem w dziesiątkę było także wykorzystanie tematów z Władcy (...), zwłaszcza w momentach, kiedy pojawia się Pierścień. Na początku filmu słyszymy również motyw Shire, co przywodzi na myśl doskonale nam znaną historię i wzmaga sentyment (by wkrótce go zabić).
Plenery wykorzystane w produkcji są naprawdę piękne i pasują do opowiadanej historii, natomiast zastosowane efekty specjalne rzeczywiście robią wrażenie. Kopalnie goblinów były imponujące, a wargowie wyglądali świetnie. Mimo to wolelibyśmy, gdyby reżyser bardziej skupił się na fabule i nowych pomysłach, niż na innowacjach technicznych i stylistycznych fajerwerkach.
Pewnie film otrzymałby od nas wyższą ocenę, gdybyśmy nie byli tak wielkimi zwolennikami kanonu tolkienowskiego (choć C. ma akurat inne zdanie i broni produkcji). Możemy go Wam polecić, pod warunkiem, że nie dostajecie palpitacji na widok znacznych odstępstw od książkowego pierwowzoru. Na pewno nie powinniście zabierać ze sobą małych dzieci, ponieważ w przeciwieństwie do powieści, Hobbit: Niezwykła podróż ma dość mroczny charakter i momentami może być trochę brutalny.
B | C | R | |
Ocena: | 6/10 | 8/10 | 6/10 |
O, to mnie zaskoczyliście, bo mnie ,,Hobbit" zachwycił. :) To pewnie przez to, że ja uwielbiam baśniowe klimaty, no i w tym filmie nie było tak dużo brutalności jak we ,,Władcy..." (nie potrzebuję do szczęścia megamroku i hektolitrów krwi ;D).
OdpowiedzUsuńNie wiem jak odebrałabym tę produkcję, gdybym znała najpierw książki Tolkiena, bo oczywiście zdążyłam przeczytać tylko I rozdział ,,Hobbita"... Dopiero teraz (jestem w trakcie czytania) bawię się w porównywanie i wydaję mi się, że niektóre zachowania bohaterów itd. zostały ukazane lepiej w filmie. Będę pisała recenzję książki na swoim blogu, więc teraz dodam tylko, że za zdjęcia powinni dostać Oscara. I polubiłam krasnoludy, pokochałam nowego Bilba, a Gollum to nadal jedna z moich ulubionych postaci. :)
PS Zgodzę się też z tym, że motyw z Azogiem był naciągany - mogli rzeczywiście jaśniej określić jego motywy.
Właśnie dlatego, że uwielbiamy baśniowe klimaty, "Hobbit" nie przypadł nam do gustu. Nie chodziło nam o to, że jest wyjątkowo brutalny, tylko o to, że w przeciwieństwie do "Władcy Pierścieni", jest zakwalifikowany jako książka dla dzieci i niektóre sceny nie są odpowiednie dla młodszej części widzów. Naszym zdaniem właśnie postaci zostały odarte ze swoich charakterów (zwłaszcza Gandalf). Mimo wszystko cieszymy się, że film Ci się podobał, zdaje się, że mieliśmy co do niego po prostu inne oczekiwania. Z chęcią przeczytamy Twoją recenzję książki :).
UsuńR - co to czyja ocena ??
OdpowiedzUsuńMoja :D Mam nawet opis ;)
UsuńNie zauważyłem wcześniej :) . Przepraszam ;) A graficznie blog jest super . Może zrobisz coś z moim ;) ??
UsuńNie ma za co, dziękuję za uznanie :) Hmm, obawiam się, że na razie mam strasznie dużo innych zajęć i nie dam rady nic zrobić, ale jak tylko będę w stanie to dam znać :)
UsuńWaszą recenzją skutecznie odradziliście mi wizytę w kinie. Czekam na recenzję Batmana, w szczególności moich ulubionych części w reżyserii Joela Schumachera.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Forever
Myślę, że mimo wszystko powinieneś pójść, żeby wyrobić sobie własną opinię i mieć przy okazji możliwość zobaczenia, jak działa nowa technologia 48 klatek na sekundę :).
UsuńA co do recenzji Batmana - póki co możesz przeczytać o filmie "Mroczny Rycerz powstaje" i o części serii animowanych, resztę dodamy w swoim czasie :).
Także pozdrawiam,
B
A ja muszę nieszczęsnego "Hobbita" obronić. Bo to naprawdę dobry film. Jestem świeżo po lekturze książki, więc porównanie mam piękne i naprawdę doceniam wszelkie zabiegi mające na celu ubarwienie historii. Wiadomo, każda zmiana książkowej treści budzi mimowolne skrzywienie widzów, ale w tym wypadku chyba wyszło to na dobre. Powiedzmy sobie szczerze, ile osób chciałoby oglądać film o tym, że drużyna idzie. I idzie. O, przygoda. No i znowu idą. Może trochę przesady jest w tych wszystkich przygodach, może trochę przekoloryzowane te sceny, ale o to właśnie chodziło. To w końcu baśń. Fakt, nie dla dzieci, ale za to miło jest poczuć klimat Władcy Pierścieni. Oczywiście, Hobbit jest lżejszy, mniej krwawy i bardzo dobrze. W moich odczuciach pięknie wpasował się między klimat baśni dla dzieci a mrocznej trylogii (która trylogią nie jest, ale pomińmy szczegóły). Wszystkie nawiązania do Władcy Pierścieni, postaci, zdarzeń budzą mimowolny uśmiech. A że postaci nie takie jak w książce? Też dobrze. To chyba trochę wina kolejności produkcji - gdyby Hobbit był pierwszy, wszystko wyglądałoby zapewne inaczej. Kończąc mój długi i skomplikowany komentarz - mam twórcom do zarzucenia dwie rzeczy: długość filmu, to raz. Bo naprawdę, dwie godziny by wystarczyły. A po drugie, podział Hobbita na trzy części. No naprawdę, taką książeczkę cieniutką dzielić? Chyba lekka przesada.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapewniam, że również jestem wielką fanką Tolkiena i kanoniczności w filmach! ;)
Z wieloma rzeczami się zgadzam, co do kilku mam zastrzeżenia, ale szanuję Twoją opinię :). Ostatnio mam wrażenie, że jestem jedyną osobą, której nie podobał się "Hobbit" (choć "nie podobał" to zbyt mocne określenie, raczej jest poniżej moich oczekiwań, ale wciąż darzę go pewną sympatią). Myślę, że gdybym poszła z innym nastawieniem do kina, zapewne nie odczuwałabym pewnych rzeczy aż tak negatywnie. No cóż, póki co zdania nie zmieniam, być może oglądnięcie filmu po raz drugi w czymś poskutkuje.
UsuńTakże Cię pozdrawiam i dziękuję za wyczerpujący komentarz :).