Rok produkcji: | 2005 |
Reżyser: | Christopher Nolan |
Scenarzysta: | Christopher Nolan, David S. Goyer |
Gatunek: | Akcja, sci-fi |
Oryginalny tytuł: | Batman Begins |
Rok 2005. Branża ekranizacji gier właściwie dalej przeżywa kryzys. Całkiem nieźli X-Meni Singera są na topie. Zaraz obok Spider-Mana Raimiego, który jeszcze wtedy podobał się wielu ludziom. Reszta Marvela właściwie nie istnieje, bo Hulk z 2003 nie jest uważany za szczególnie udany film, który mógłby rozpocząć nowe uniwersum. Ale to i tak nic przy tym, że pomiędzy 1997 (pamiętny rok...) a 2005 DC nie wypuściło do kin nic. Tak totalnie*.
Trochę wcześniej pojawił się genialny człowiek (tak, naprawdę tak uważam) Christopher Nolan, który postanowił z przestarzałego konceptu wycisnąć coś zupełnie nowego. Po tym, gdy Batmany Burtona stały się własną parodią w filmach Schumachera, wydawało się, że nic już nie można wymyślić. Albo robimy w stylu Adama Westa, albo na gotycko poważnie. Nolan wymyślił trzecią drogę, która wydawała się szaleństwem: „Zróbmy wszystko logicznie i życiowo, tak, żeby wydawało się, że Batman sobie hasa po takim samym mieście jak to, w którym żyjemy”. Brzmi głupio, prawda? Ale na takich założeniach właśnie powstał Batman - Początek.
W 2005 roku znajomy przyniósł go na dwóch płytach CD. Jako 12-letni brzdąc... yyy... no nie podobał mi się. Nie rozumiałem całego dziwnego konceptu nietoperzy i dlaczego to miasto wygląda jak Nowy Jork, zamiast jak Gotham, które znałem z filmów Burtona, nudziły mi się sceny walk na lodowcu, a czekałem na jakąś rozpierduchę w mieście z udziałem prawdziwego Batmobila. Poza tym akcja wydawała mi się pozbawiona sensu, a łotr taki sobie. I tak było całkiem długo. Dopiero, kiedy pojawił się Mroczny Rycerz, wróciłem do tego filmu jako części serii i zrozumiałem, że to ma jakiś szerszy kontekst. Ale naprawdę dopiero obok The Dark Knight Rises wszystkie te filmy tworzą dla mnie prawdziwą całość, w której jest naprawdę wszystko, każda scena, każde uczucie, każda ważna przemiana superbohatera. Ironiczne jest to, że Nolan wcale nie myślał o tym jako o trylogii i to raczej „tak wyszło” niż zostało tak napisane (wiem, co się dzieje na końcu Batman - Początek, ale uważam (Nolan zresztą też), że to raczej „puszczenie oczka” do fanów niż zapowiedź pełnoprawnego sequela z Jokerem).
Akcja filmu rozpoczyna się od retrospekcji, w której mali Bruce Wayne oraz Rachel Dawes bawią się w Wayne Manor w ogrodzie. Wtedy to zdarza się wypadek i Bruce wpada do studni, gdzie jest mnóstwo nietoperzy. Od tego czasu stały się one symbolem jego strachu i jedyną rzeczą, której naprawdę się boi. Następnie przenosimy się do współczesności, kiedy to panicz Wayne siedzi w więzieniu gdzieś w Azji. Wdaje się tam w bójkę, po której trafia do aresztu. Tam spotyka się z Ducardem – przedstawicielem Ra's Al Gula, szefa Ligi Cieni, będącej organizacją zwalczającą przestępczość.
Film jest dosyć długi, a akcja bardzo skomplikowana. Pojawia się mnóstwo postaci powiązanych na rozmaity sposób w różnych przedziałach czasowych. Ciężko tak naprawdę powiedzieć coś więcej o akcji bez zbędnego spojlowania. Oprócz Ra's Al Gula głównym wrogiem Batmana jest Scarecrow grany przez Cilliana Murphiego. O tej roli można powiedzieć, że budzi odrazę. Sam Jonathan Crane też wydaje się jakiś śliski. W obsadzie drugoplanowej występują praktycznie same gwiazdy, które do tego naprawdę świetnie sobie radzą: Michael Caine jako Alfred, Gary Oldman jako sierżant Gordon (jest naprawdę najlepszym Gordonem jakiego się dało mieć!), Morgan Freeman jako Lucius Fox oraz Katie Holmes jako Rachel (choć jej występ chyba jest najbardziej bez wyrazu).
O każdym kolejnym odtwórcy roli Batmana mówi się, że nie pasuje. Początkowo wybór Keatona był niezrozumiały, późniejszych dwóch aktorów zostało uznanych za takich sobie, a kolejny, czyli Christian Bale za za mało umięśnionego i w ogóle jakiegoś takiego nieodpowiedniego. W dniu dzisiejszym wszyscy tak samo narzekają na Bena Afflecka (że niby dalej gra tak, jak dobrych kilka lat temu, czyli jak drewno). Nie uważam, żeby to był najgorszy wybór. Owszem, moim typem był raczej Josh Brolin, ale Affleck to raczej też udany strzał. Ale wracając do Bale'a. Jego Bruce Wayne jest niczym James Bond: zawsze elegancki, ale umie też wejść z fasonem, gdy trzeba. Zaś jego Batman jest jedną z bardziej ludzkich inkarnacji tej postaci. Wynika to z faktu, że dogłębnie go poznajemy (film się przecież nazywa Batman - Początek), dlatego z jednej strony doskonale go rozumiemy, znamy jego wady i słabości, ale z drugiej... hmm nie jest tajemniczy tak jak Batman Burtona.
Gotham City w tej wizji nie wygląda jak wytwór chorej wyobraźni szaleńca, ale raczej przywodzi na myśl Chicago (tam zresztą była kręcona większość scen). Jest to ciekawy zabieg, który całkiem nieźle komponuje się z resztą scenografii. Cały sprzęt Batmana nie jest może całkowicie realny, ale ma sprawiać wrażenie takowego. Nawet Tumbler został naprawdę zbudowany, ale nie jako makieta, tylko prawdziwy pojazd osiągający w scenach kaskaderskich nawet prędkość 168km/h.
Muzyka napisana przez Hansa Zimmera również odcina się od wszystkich dotychczasowych osiągnięć filmów o Batmanie. Zawiera dużo rytmicznych partii, „dudnienia”, a także wyjątkowo patetycznego wydźwięku, czyli tego, co Zimmer lubi najbardziej, i za co niektórzy go uwielbiają, a niektórzy nie znoszą, mówiąc, że się powtarza. Trzeba niestety przyznać, że brakuje jakiegoś motywu scalającego całość, który można byłoby sobie nucić zaraz po obejrzeniu filmu.
Jakie mam uwagi krytyczne względem filmu? Niewiele. Oprócz tej głównej, że bez sequeli to raczej słaba produkcja, to jednym z ważniejszych problemów jest dla mnie czasem kulejące tempo. Oprócz tego zawiera trochę scen, których po prostu klimatycznie dotąd nie wiązało się z Batmanem. No bo serio, ninja? Przy Ra's Al Gulu, który był Arabem?
Nolan dokonał rzeczy, która wielu wydawała się niemożliwa: wskrzesił markę uważaną za martwą, nadał jej nowoczesności oraz swojego własnego wyrazu i jeszcze nakręcił dwa sequele. Zresztą, przez wielu ludzi ta właśnie seria uważana jest za najlepszą ekranizację Batmana. Nie zmienia to faktu, że temu filmowi brakuje kilku rzeczy do doskonałości, ale kolejne dwa bardzo się do niej zbliżają.
* Postanowiłem jeszcze raz przed wypuszczeniem recenzji to sprawdzić i wychodzi na to, że się myliłem. W 2004 DC stworzyło Catwoman. Ale o tym to nawet nie warto pamiętać.
* Postanowiłem jeszcze raz przed wypuszczeniem recenzji to sprawdzić i wychodzi na to, że się myliłem. W 2004 DC stworzyło Catwoman. Ale o tym to nawet nie warto pamiętać.
B | C | |
Ocena: | 7/10 | 7/10 |
Film bardzo ciekawy - pełno akcji, emocji i tego, co lubię, dobrych zdjęć. Polecam :) Zasłużona siódemka.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podoba mi się z całej trylogii o Batmanie Christophera Nolana. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim obsada. A historia typowo Amerykańska.
OdpowiedzUsuń