Rok produkcji: | 1989 |
Reżyser: | Tim Burton |
Scenarzysta: | Sam Hamm, Warren Skaaren |
Gatunek: | Akcja, sci-fi |
Gdzieś w połowie lat 80' do Tima Burtona zgłosili się producenci z Warnera, aby zaproponować mu nakręcenie filmu o Człowieku Nietoperzu. Pierwotną wersję scenariusza napisał Tom Mankiewicz, ale Burton uznał, że postać Batmana powinna być bardziej tajemnicza i rozpoczął pisanie nowego skryptu. Jego szkic rozwinął Sam Hamm i w takiej postaci został zrealizowany.
Pierwszy z dwóch filmów Burtona poświęconych temu bohaterowi opowiada o jego walce z tajemniczym Jokerem. Po tym jak współpracownik lokalnego mafiosa, sprawującego faktyczne rządy nad miastem, przekształca się w nieobliczalnego i niezwykle niebezpiecznego przestępcę, w Gotham panuje terror. Dotychczasowe działania skorumpowanej policji nie dają żadnych efektów, za to na pewien ślad trafia dziennikarka Vicky Vale, która także pomaga Bruce'owi Wayne'owi (aka Batmanowi).
Jeżeli chodzi o obsadę, to Burton zaangażował do tytułowej roli niepozornego Michaela Keatona, z którym wcześniej współpracował przy Soku z żuka. Dziewczynę Batmana - reporterkę Vicky Vale -miała początkowo grać Michele Pfeifer, ale tu zaprotestował Keaton, mówiąc, że podczas grania ze swoją obecną partnerką będzie czuł się skrępowany. Zamiast niej w postać wcieliła się Kim Basinger, ale nie martwcie się, temat Michele jeszcze powróci. Rolę czarnego charakteru - Jokera - dostał zaś, wprost stworzony do roli demonicznego szaleńca, Jack Nicholson. Według wielu jest to najlepszy Joker w historii. Nicholson wielokrotnie korzysta tu ze swojego słynnego szerokiego uśmiechu, który pod toną charakteryzacji wygląda jeszcze bardziej przerażająco. Z reszty obsady na uznanie zasługuje też Michael Gough, który stworzył chyba najbardziej charakterystyczną kreację Alfreda w dziejach.
Burton zamiast zrobić normalną ekranizację komiksu, nakręcił film autorski. Wątki, które mu nie pasowały, wyciął, albo dostosował tak, aby (jak sam powiedział) opowiedzieć ciekawą historię (a nie po prostu przenieść komiks na ekran). Oczywistym jest więc, że ciężko porównywać ten film do kanonicznego uniwersum, ponieważ wiele rzeczy najnormalniej w świecie się nie zgadza. Premiera dzieła Burtona pociągnęła za sobą skutki, których nikt nie przewidział: po wielu latach nagle powróciła moda na Batmana, a klimat, który stworzył słynny reżyser, odżył w nowych seriach komiksów, kolejnych ekranizacjach kinowych oraz serialu animowanym. W dodatku, wielu ludzi uznało tę wersję za kanoniczną (spróbujcie się kogoś zapytać, jak na imię ma Joker). Kilka rzeczy jednak się nie przyjęło np. Billy Dee Williams jako Harvey Dent. Ja akurat bardzo żałuję, że się tak stało, ponieważ ta postać otrzymała niesamowicie długie wprowadzenie przed Batmanem Forever, gdzie planowo miała wystąpić. Dalej jestem ciekaw, jaki pomysł miał Burton na design dla tej postaci. Zamiast tego, zagrał go tam Tommy Lee Jones, tworząc swoją własną kreację, za to rozbijając ten mały spójny świat stworzony przez twórcę Edwarda Nożycorękiego (ale o Batmanie Forever napiszę kiedyś długą, poważną recenzję). Wracając jeszcze do rozbieżności z komiksem: fanów bardzo zdenerwowało zredukowanie roli komisarza Gordona (Pat Hingle), do zwykłego policyjnego pionka, zamiast pokazać go jako przyjaciela Batmana (co jest chyba najlepszym motywem w trylogii Christophera Nolana). Moim zdaniem taka redukcja tej postaci pozwoliła pokazać więcej Batmana i Jokera, a jednocześnie nie wydłużać zanadto filmu.
Scenografię do filmu, czyli głównie mroczny wygląd miasta Gotham, stworzył Anton Furst, czerpiąc inspirację z architektury lat 20' oraz 60' i 70'. Design miasta miał przywodzić na myśl Nowy Jork z lat 60' wzbogacony o wiele niepokojących i dziwnych elementów (do dzisiaj uważam te wszystkie monstrualne rzeźby za przerażające).
Muzyka Danny'ego Elfmana stała się przez lata tak samo ikoniczna jak i film. Kultowy wprost motyw z Batmana na zawsze wpisał się w popkulturę i dla wielu jest jedynym motywem związanym z tą postacią (któż potrafi zanucić motyw z Mrocznego Rycerza?). Soundtrack jest fantastyczny i należy do moich ulubionych. Utwory są bardzo pełne, z dużą dozą patosu (choć trafiają się wyjątki), a jednocześnie klimatyczne i świetnie podkreślające treść fabuły. Oprócz Elfmana, kilka kawałków napisał także Prince. Są one w zupełnie innym stylu i nie podkreślają tak bardzo klimatu.
Ograniczenia technologiczne sprawiły, że niektóre sceny nie wyglądają tak powalająco jak współczesne. Jest to zupełnie normalne, biorąc pod uwagę fakt, że Batman Burtona powstał (uwaga, uwaga!) 24 lata tamu. Po scenach z Batwingiem po prostu widać, że zostały nakręcone w studiu. Czasem można też się zorientować, że Gotham w tle jest tylko makietą. Mimo tego, nadal niesamowicie przyjemnie się ten film ogląda.
Burton zamiast zrobić normalną ekranizację komiksu, nakręcił film autorski. Wątki, które mu nie pasowały, wyciął, albo dostosował tak, aby (jak sam powiedział) opowiedzieć ciekawą historię (a nie po prostu przenieść komiks na ekran). Oczywistym jest więc, że ciężko porównywać ten film do kanonicznego uniwersum, ponieważ wiele rzeczy najnormalniej w świecie się nie zgadza. Premiera dzieła Burtona pociągnęła za sobą skutki, których nikt nie przewidział: po wielu latach nagle powróciła moda na Batmana, a klimat, który stworzył słynny reżyser, odżył w nowych seriach komiksów, kolejnych ekranizacjach kinowych oraz serialu animowanym. W dodatku, wielu ludzi uznało tę wersję za kanoniczną (spróbujcie się kogoś zapytać, jak na imię ma Joker). Kilka rzeczy jednak się nie przyjęło np. Billy Dee Williams jako Harvey Dent. Ja akurat bardzo żałuję, że się tak stało, ponieważ ta postać otrzymała niesamowicie długie wprowadzenie przed Batmanem Forever, gdzie planowo miała wystąpić. Dalej jestem ciekaw, jaki pomysł miał Burton na design dla tej postaci. Zamiast tego, zagrał go tam Tommy Lee Jones, tworząc swoją własną kreację, za to rozbijając ten mały spójny świat stworzony przez twórcę Edwarda Nożycorękiego (ale o Batmanie Forever napiszę kiedyś długą, poważną recenzję). Wracając jeszcze do rozbieżności z komiksem: fanów bardzo zdenerwowało zredukowanie roli komisarza Gordona (Pat Hingle), do zwykłego policyjnego pionka, zamiast pokazać go jako przyjaciela Batmana (co jest chyba najlepszym motywem w trylogii Christophera Nolana). Moim zdaniem taka redukcja tej postaci pozwoliła pokazać więcej Batmana i Jokera, a jednocześnie nie wydłużać zanadto filmu.
Scenografię do filmu, czyli głównie mroczny wygląd miasta Gotham, stworzył Anton Furst, czerpiąc inspirację z architektury lat 20' oraz 60' i 70'. Design miasta miał przywodzić na myśl Nowy Jork z lat 60' wzbogacony o wiele niepokojących i dziwnych elementów (do dzisiaj uważam te wszystkie monstrualne rzeźby za przerażające).
Muzyka Danny'ego Elfmana stała się przez lata tak samo ikoniczna jak i film. Kultowy wprost motyw z Batmana na zawsze wpisał się w popkulturę i dla wielu jest jedynym motywem związanym z tą postacią (któż potrafi zanucić motyw z Mrocznego Rycerza?). Soundtrack jest fantastyczny i należy do moich ulubionych. Utwory są bardzo pełne, z dużą dozą patosu (choć trafiają się wyjątki), a jednocześnie klimatyczne i świetnie podkreślające treść fabuły. Oprócz Elfmana, kilka kawałków napisał także Prince. Są one w zupełnie innym stylu i nie podkreślają tak bardzo klimatu.
Jest to produkcja, którą Burton stworzył z wrodzonej miłości do kina, a nie dlatego, żeby zarobić jak najwięcej pieniędzy. Moim zdaniem stanowi ona (ta produkcja) kwintesencję jego charakterystycznego stylu. Jest to pierwszy film, przy którym nie musiał za bardzo martwić się o budżet, dlatego mógł swoją wizję wcielać w życie z pewną swobodą. Mroczne Gotham, a także wszelkie zmiany względem wersji kanonicznej tylko podkreślają, że Burton mógł zrobić, co chciał. Batman znajduje się na liście moich dziesięciu ulubionych filmów, zaraz obok Gwiezdnych Wojen i Powrotu do przyszłości, dlatego oczywistym jest, że jego ocena nie będzie w pełni obiektywna (o ile jakakolwiek ocena może taka być).
B | C | |
Ocena: | 8/10 | 10♥/10 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoją opinią dotyczącą recenzji z innymi!