26 października 2012

Skyfall

Rok produkcji: 2012
Reżyser: Sam Mendes
Scenarzyści: Neal Purvis, Robert Wade, John Logan, Patrick Marber
Gatunek: Sensacyjny








Dzisiaj byłem na premierze kinowej Skyfall w krakowskim Cinema-City Bonarka. Oczekiwania z mojej strony były dość spore, a nowy film o agencie 007 sprostał im poza paroma elementami, o których napiszę później.

Pamiętam, gdy w 2006 roku pojawiły się szumne zapowiedzi, że Casino Royale jest pierwszą częścią trylogii, że Bond będzie rozwiązywał zagadkę Vesper w trakcie trwania trzech następujących po sobie filmów. Zapewne pamiętacie słynną scenę z Quantum...,kiedy to po przyznaniu racji M, Bond wyrzuca łańcuszek, który dostał od Vesper. Miałem wtedy podejrzenia, że zapewne gdzieś ukryte jest podwójne dno, a główny bohater zrobił to jedynie na pokaz. Dlatego też, myśląc o trzeciej części, liczyłem na dalsze rozwinięcie tego wątku. Okazuje się jednak, że Skyfall nie ma nic wspólnego z poprzednimi dwiema częściami. Zamiast trylogii, dostaliśmy troszkę upośledzony i niewyważony dyptyk oraz osobny film, który równie dobrze chronologicznie można umieścić zaraz po Quantum... albo zaraz po Śmierć nadejdzie jutro.

Akcja zaczyna się w Stambule, gdzie James Bond (Craig) razem z pomocą Eve (Harris) próbuje odzyskać dysk od nijakiego Patrice'a (Rapace). Przedmiot ten jest niezwykle cenny ze względu na to, że znajduje się na nim lista wszystkich agentów i wtyczek MI6. Zadanie przerasta jednak bohaterów, a Bond podczas pościgu spada z mostu kolejowego i zostaje powszechnie uznany za martwego. Następnie przenosimy się do Londynu, gdzie M (Dench), wracając z rozmowy z Garethem Mallorym (Fiennes) na temat wspomnianego dysku, a także ogólnego bezpieczeństwa narodowego, jest świadkiem wybuchu siedziby MI6. Dostaje również ostrzeżenie w rodzaju: "Pamiętaj, jakie grzechy popełniłaś".

Wydarzenia te poprzedzają powrót Bonda (który, jak można się domyślić, przeżył i pozostawał do tego momentu w ukryciu). Melduje się on przed M, zwarty i gotowy do misji. Widać w tym niezwykle wyraźnie angielski patriotyzm, chęć służby ojczyźnie, a także nagromadzenie symboli związanych z Wielką Brytanią. Główny antagonista w filmie, Raoul Silva (Bardem), w trakcie śledztwa prowadzonego przez Bonda ujawnia pięć nazwisk agentów MI6, co powoduje chaos w częściach świata, w których pracowali.

W filmie jest bardzo dużo scen, które w pewien sposób nawiązują do poprzednich części, ale nie zawsze ma to sens. Dajmy na ten przykład moment, kiedy Bond idzie do garażu (nie wiem dokładnie, czy to jego własny, czy może służbowy, należący do MI6) i wyjeżdża z niego Astonem Martinem DB5. Cudownie. Na początku myślałem, że to egzemplarz, który wygrał w Casino Royale podczas gry w karty z Dimitiriosem, później okazało się jednak, że ten sam samochód został użyty między innymi w GoldfingerzeDużym mankamentem dzieła Mendesa są także chwile, kiedy pewne poczynania Bonda nie zostały wyjaśnione. O ile w czasie śledzenia Raoula akcja zdaje się mieć sens, to po pojmaniu go różnie z tym bywa. Nie znalazłem uzasadnienia dla toczenia się dalszych scen w Szkocji, oprócz reżyserskiego "puszczenia oczka" do fanów. 

W Skyfall widać, jak działa MI6, ponieważ jest temu poświęcona większość filmu. Możemy dostrzec poszczególne komórki, zależności między nimi, procedury rządzące tym "państwem w państwie". Postać M została zobrazowana inaczej niż w poprzednich produkcjach. Po pierwsze, przeobraża się w postać zdolną do popełniania błędów, widać po niej, że się starzeje. Po drugie, jesteśmy świadkami swoistego "związku" M z Bondem, gdzie pełni ona w pewnym stopniu rolę matki, którą trzeba się opiekować. Nowością w filmie z Craigiem jest również charakter Q. Grana przez Bena Whishawa postać jest całkowitym przeciwieństwem tej wykreowanej przez Desmonda Llewelyna. Podstawową różnicą, oprócz tej dotyczącej wieku, jest jego brak dystansu do siebie i do tego, co robi. Ponadto, zdarza mu się współpracować z Bondem także w trakcie misji, co nie miało miejsca w poprzednich filmach. W Skyfall nowy Q traktuje Jamesa dużo bardziej "po kumpelsku" niż poprzedni.

Kwestia głównego antagonisty jest dosyć szczególna. Nie jest jego ambicją ani przejęcie władzy nad światem, ani posiadanie wielkich bogactw. Jedynym jego pragnieniem jest tworzenie chaosu i wypełnienie osobistej zemsty. Przypomina on zresztą Jokera z Mrocznego Rycerza; również jest okaleczony i ogarnięty rządzą obserwowania, "Jak świat płonie".

Muzyka w Skyfall jest na całkiem niezłym poziomie. Nie rozumiem, dlaczego tak wielu ludzi narzeka na Adele; mnie osobiście motyw bardzo się podoba i świetnie nawiązuje do tradycji (poza tym, nareszcie ma ten sam tytuł, co film, w przeciwieństwie do dwóch pozostałych). Moment, w którym pojawia się przetworzenie tego tematu, jest jednym z najlepszych. Później, niestety, okazuje się, że słowa piosenki miały niewiele wspólnego z dalszą częścią fabuły.

Podsumowując, moim zdaniem warto na ten film pójść do kina. W końcu można obejrzeć eleganckiego Daniela Craiga, prawdziwego angielskiego agenta, a nie tylko maszynę do zabijania niczym z Tożsamości Bourne'a . Wielokrotne "smaczki" na pewno sprawią, że fani serii będą usatysfakcjonowani. Trzeba tylko "przymknąć oko" na oczywiste problemy, jakie ma fabuła z wytłumaczeniem samej siebie.



Małe post scriptum od B: Jako zupełny laik w sprawach Jamesa Bonda, zapewne przeoczyłam wiele elementów nawiązujących do poprzednich części. Nie przeszkadzało mi to jednak w odbiorze - podkreśla to fakt, iż film jest świetny zarówno jako swoista całość, jak i część większej serii. Podobała mi się jego estetyka, wartka akcja (choć nie można powiedzieć, że nie było momentów, kiedy film się dłużył) i solidne wykonanie. Jest to produkcja, która najzwyczajniej w świecie "trzyma poziom" i nie potrzeba wiedzieć, jak się kończy, by wiedzieć, że wyjdziemy z kina z pozytywnym odczuciem. Polecam film każdemu, kto lubi kino akcji (fanom Jamesa Bonda nie trzeba go polecać). 
B C
Ocena: 8/10 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoją opinią dotyczącą recenzji z innymi!