22 stycznia 2013

Django

Rok produkcji: 2012
Reżyser: Quentin Tarantino
Scenarzysta: Quentin Tarantino
Gatunek: Western
Oryginalny tytuł: Django Unchained
Plakat filmu: Django







C: Napalałem się na ten film, odkąd pojawiły się pierwsze wieści o tym, że Quentin coś kręci. Byłem przerażony, gdy raz za razem obcinał go albo przerywał produkcję, mówiąc, że nie ma pieniędzy, albo że kolejni aktorzy zrezygnowali z udziału. W końcu doczekałem się  i go zobaczyłem.

Nigdy nie byłem miłośnikiem westernów. Kilka obejrzałem, ale raczej z przyzwoitości, dlatego nie wyłapałem praktycznie żadnych odniesień w filmie Tarantino do tego gatunku. Jestem za to wielbicielem jego kina i raczej z tego powodu chciałem to obejrzeć.

B: Ja za to wręcz przeciwnie - nie mogłam się przedrzeć przez Pulp Fiction i na tym filmie bardzo szybko skończyła się moja przygoda z Quentinem (wiem, pewnie wśród wielu wzbudzę głosy potępienia). Jedyny bliższy kontakt z tym twórcą miałam podczas seansu Desperado, gdzie gościnnie wystąpił. W tym roku stwierdziłam jednak, że jeszcze raz podejdę do tej nietypowej twórczości i oglądnę Django, jako że ma kilka nominacji do Oscara. I już na samym początku, podczas dialogów z Christophem Waltzem,  ku mojemu zdziwieniu  pomyślałam: "To będzie dobry film".

Film opowiada o doktorze Schultzu (Christoph Waltz), który od kilku lat jest łowcą nagród. Jego aktualne zadanie to ściganie braci Brittle'ów. Aby zdobyć na ich temat informacje, wykupuje czarnoskórego niewolnika o imieniu Django (Jamie Foxx) i po wykonaniu misji uwalnia go, ponieważ brzydzi się niewolnictwem. Jednakże relacja, która się między nimi utworzyła podczas wspólnej wyprawy, prowadzi do tego, że zostają kompanami i nie rozdzielają się, tak jak na początku planowali. Doktor Schultz uczy Djanga fachu łowcy nagród. Po około sześciu miesiącach znajomości oferuje mu pomoc w odnalezieniu jego żony Broomhildy (Kerry Washington), z którą Django został rozdzielony podczas sprzedaży. Trop prowadzi na farmę bawełny "Candyland" Calvina Candie (Leonardo DiCaprio).


Na pierwszy rzut oka widać jedno: aktorstwo w tym filmie praktycznie nie ma słabych stron. Waltz po raz kolejny udowodnił, że jest aktorem nieprzeciętnym, który potrafi stworzyć ciekawą i kompleksową postać. Jego doktor Schultz rzeczywiście zachowuje się jak stereotypowy Niemiec rzucony na dziki zachód (namaszczenie, z jakim dobiera kolejne słowa, a także jego znajomość zasad i przepisów). DiCaprio zaś idealnie wypadł jako Calvin Candie: niebezpieczne, rozkapryszone, duże dziecko, a do tego straszny ignorant i człowiek o wielkim ego. Co do Jamiego Foxxa, to Django w jego wykonaniu jest silnym mrukiem, który zaczyna odcinać się komuś dopiero, gdy naprawdę nastąpi mu się na odcisk. Nie wiem, czy do końca taki był zamysł, ale stanowi on świetną przeciwwagę dla rozgadanego Waltza.

Muzyka jest bardzo ciekawym elementem tego filmu, ponieważ składa się z utworów pochodzących z innych westernów (nawet laik rozpozna motyw z Dobrego, złego i brzydkiego) oraz współczesnych kawałków, co daje bardzo ciekawy efekt. Tarantino zawsze z dużą pieczołowitością dobiera ścieżkę dźwiękową i mimo tego, że muzyka jest bardzo różnorodna, właściwie wszędzie pasuje.

SPOJLER! Moim zdaniem, cały film przypomina piękną baśń dziejącą się na dzikim zachodzie. Mamy tu niewolnika, który jest nikim. Poznaje mentora/mistrza, który podnosi go i zaczyna kształcić. Pod jego wprawnym okiem uczeń staje się świetny w swoim fachu. Później, dzięki pozyskanym umiejętnościom, odzyskuje swoją dawno utraconą miłość i na koniec odjeżdżają razem w stronę zachodzącego słońca.  Pamiętacie, co stało się z Obi-Wanem w Nowej Nadziei? Doktora Schultza spotyka to samo. I dokładnie tak jak w Powrocie Jedi, mistrz pojawia się na końcu (tam jako duch, tu jako wspomnienie - retrospekcja).


C: Powiem wprost: jestem zachwyconiy. Django jest po prostu do bólu przemyślany i ma swój własny, niepowtarzalny klimat, czego brakuje większości współczesnych produkcji. Niech i film będzie słaby, byleby miał swój własny styl i atmosferę. Nienawidzę serwowania mi takiej miałkiej papki, która wygląda, jakby reżyser wyciął sceny z różnych dzieł i je zmiksował, mówiąc, że wymyślił coś nowatorskiego. Tarantino tworzy obrazy, które po prostu zachwycają stylem.

B: Ten film byłby naprawdę świetny, gdyby nie przerażająca ilość krwi i sceny, po których najzwyczajniej w świecie było mi niedobrze. Ma genialne dialogi, świetną grę aktorską, ciekawy scenariusz - właściwie wszystko, czego potrzeba, by osiągnąć sukces. Jednak ostatnie czterdzieści pięć minut to "przedobrzenie"- nie dość, że niemiłosiernie się ciągnęło, to jeszcze więcej w tym było rozwalania ciał, niż wartościowej treści. Być może miłośnikom Quentina to nie przeszkadza, według mnie to ogromny mankament filmu, który naprawdę miał szansę być mistrzowskim popisem.



B C
Ocena: 7,5/10 9/10

5 komentarzy:

  1. Cóż z Waszej recenzji wynika,że Tarantino to faktycznie mocne,męskie kino i nic do tego kobietom.Mimo to ja je uwielbiam :)
    B.te krwawe sceny to znak rozpoznawczy reżysera,niczym podpis.ma oczywiście zawsze jakies przesłanie,każdy interpretuje je jak chce.na pewno jednak nie powoduje przeniesienia przemocy do rzeczywistości tak jak sugerują to media.
    C.zgadzam sie z Tobą od poczatku do końca,Tarantino niczym chirurg ma wszystko zaplanowane w swoich filmach i to czyni go niepowtarzalnym.
    Zgadzam sie również że aktorsko ten film jest niesamowicie dobry.
    świetna recenzja!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście dokładnie to B. powiedziałem, że to taka stylistyka, ale uparła się, że to i tak za dużo

      Usuń
    2. Nie powiedziałabym, że nic do tego kobietom, bo film jako taki bardzo mi się podobał. Jak już wspomniałam - nie miałam wcześniej kontaktu z twórczością Tarantino, dlatego trudno mi jest ocenić "Django" w kontekście innych jego dzieł. Być może te krwawe sceny nie podziałaby na mnie aż tak, gdyby nie moja marna wytrzymałość na przemoc ukazaną w filmach. Dlatego bardziej sprawdzam się przy dramatach niż przy kinie akcji :). Mimo to, naprawdę polecam pójść do kina wszystkim - nawet tym, którzy tak jak ja nie widzieli poprzednich dzieł tego reżysera.

      Usuń
  2. Strzelanie i rozwalanie ciał? Chyba się wybiorę do kina po raz pierwszy w 2013 roku! Fajnie w końcu zobaczyć recenzję w której nie zgadzacie się ze sobą.
    Pozdrawiam, Forever

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie to, że TDKR jest lepszy (wiem, wiem, tu wychodzi ze mnie zwykłe fanbojstwo), to powiedziałbym, że Django jest najlepszym filmem 2012 roku. Po raz pierwszy od dawna widzę, że to Oscary nie wzięły się znikąd.

      Usuń

Podziel się swoją opinią dotyczącą recenzji z innymi!