25 stycznia 2013

Prawdziwa Historia Kota w Butach

Rok produkcji: 2009
Reżyser: Macha Makeïeff, Jérôme Deschamps, Pascal Hérold
Scenarzysta: Macha Makeïeff, Jérôme Deschamps, Pascal Hérold
Gatunek: Animacja, familijny, komedia (dobry żart, ha-ha.)
Oryginalny tytuł: La Véritable histoire du Chat Botté
Plakat filmu: Prawdziwa historia Kota w Butach













Z filmem tym zetknęłam się w zasadzie przez przypadek. Ot, szukałam czegoś do obejrzenia w wolne popołudnie. Niestety, padło na Kota w Butach, i to, o zgrozo, prawdziwą historię. Powinnam się już nauczyć, że wszelakie "prawdziwe historie" zazwyczaj wychodzą twórcom bokiem, nie wspominając już o widzach.

Co do fabuły, to nie uległa ona wielkiemu przeinaczeniu względem oryginalnej opowieści (albo przynajmniej wersji, którą ja znam). Zmieniono po prostu parę, dosłownie, niezbyt ważnych detali, więc nie ma potrzeby rozpisywać się na ten temat.


Na początku nic nie zapowiadało katastrofy, za to zdążyły się ujawnić dwie największe (i chyba jedyne) zalety filmu. Są nimi muzyka, która jest dość ciekawa i pasuje do stylu animacji oraz konwencja projektu świata. Tak, otoczenie to jest coś, co w tym filmie naprawdę przykuło moją uwagę. Projekty budynków, powozów i cała koncepcja wyróżniają się oryginalnością. Całość wygląda baśniowo, jest nieco przerysowana, kolorowa i teatralna. Wystarczyło jednak, aby bohaterowie otworzyli usta, a pozbyłam się złudzeń. Nie wiem, jak dialogi wypadają w oryginalnej wersji językowej, czyli po francusku, ale polskie tłumaczenie to porażka. Wypowiedzi bohaterów po prostu urągają inteligencji widza. Kwestie w założeniu miały być "luzacko-fajne", i cóż, chyba takie właśnie są. Niestety. Co drugi "żart" jest nawiązaniem do aktualnych (przynajmniej wtedy) wydarzeń społeczno-politycznych i zdecydowanie nie zdaje to egzaminu. Dzieci nie mają pojęcia, o co chodzi, a starsi załamują się poziomem. Wspomniana jest między innymi Doda, "czikenburgery", Taniec z Gwiazdami, bracia Mroczkowie, allegro, Deichmann, Wodecki (!)... I zapewne wiele innych rzeczy, których w tym momencie pewnie sobie nie przypominam, albo może po prostu nie mam ochoty pamiętać. Bohaterowie mówią "młodzieżowym" slangiem. Na porządku dziennym są wyrażenia typu "laska", "spoko" itp., wypowiadane tonem jestem-taki-fajny-i-nic-na-to-nie-poradzicie, co samo w sobie jest niepomiernie irytujące. Najwyraźniej nie wystarczy wstawić w tekst nawiązań do znanych filmów (np. Seksmisja), wypowiadanych przez bajkowych bohaterów, by otrzymać reakcję: Przecież to Seksmisja! Buahahahaha! Parę razy zastanawiałam się, czy nie wyłączyć filmu, ale stwierdziłam, że skoro już tyle wytrzymałam... No nic, chodźmy dalej. Nieco jaśniejszym punktem będzie dobór głosów i sam dubbing. Jak już wspomniałam, ton wypowiedzi jest irytujący do granic możliwości, ale nie wiem, co lepszego aktorzy mogli zrobić w tej sytuacji. Głosy są dość dobrze dobrane do postaci i myślę, że tu nie mogę jakoś bardzo narzekać. Przynajmniej dubbing nie pogarsza aż tak bardzo odbioru filmu.

Królowa podgląda markiza Kontrabasa "bez jaj", za którego podaje się główny bohater

Teraz odrobinę technicznie. Animacja, niestety, jest słaba. Postacie poruszają się nienaturalnie, sztywno. Nie byłby to wielki zarzut, jeśli film coś by sobą reprezentował, tutaj tylko jeszcze bardziej psuje to wrażenia. Futro Kota wygląda jak włosy w Simsach. Część druga. Na niskich detalach. 

Niektórym widzom przeszkadza karykaturalność postaci, jednak myślę, że akurat to dobrze wpisało się w stylistykę filmu. Jedyny zarzut, jaki mam do projektantów, dotyczy Królewny, a konkretnie - jej pupy, bo z twarzy  to całkiem ładna. Otóż niekoniecznie mam ochotę przez cały film oglądać szeroką tylną części ciała bohaterki w obcisłych spodniach. Nie żeby coś, jednak z założenia jest to film dla dzieci, a są one wrażliwe na wzorce prezentowane w telewizji, na rysunkach itp. Nie jestem chyba typem osoby, która zabraniałaby dziecku oglądać czegoś dlatego, że tam się biją, a fe albo ojej, ta pani prawie nie ma ubrania, nie patrz, ale jest różnica pomiędzy fabularnie uzasadnionymi tego typu scenami, a królewną, która przez większość czasu kręci, kolokwialnie mówiąc, tyłkiem.

Królewna, incognito śpiewająca w tawernie

Cóż, to by chyba było na tyle. Mój werdykt jest taki, że śmiało możecie sobie ten film odpuścić - nic do Waszego życia nie wniesie, a dzieci albo się wynudzą, albo nasiąkną (oby w niewielkim stopniu) beznadzieją, która wylewa się z ekranu. A szkoda, bo potencjał był, a świat przedstawiony naprawdę mi się podoba.



R
Ocena: 2/10

2 komentarze:

  1. Świetna recenzja. Mimo, że ta recenzja jest krytyczna, zachęciła mnie do obejrzenia filmu; chcę się przekonać, jak to jest.

    Serdecznie pozdrawiam

    Pasjonat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i cieszę się, że recenzja przypadła Ci do gustu. Jestem ciekawa, jak Ty odbierzesz ten film. Możliwe nawet, że spodoba Ci się bardziej, niż mnie :)

      Usuń

Podziel się swoją opinią dotyczącą recenzji z innymi!