26 lutego 2013

Ralph Demolka

Rok produkcji: 2012
Reżyser: Rich Moore
Scenarzysta: Phil Johnston, Jennifer Lee
Gatunek: Animacja, familijny, komedia
Oryginalny tytuł: Wreck-It Ralph
Plakat filmu: Ralph Demolka








Na ten film wybrałem się razem z młodszym rodzeństwem, dlatego nie musiałem bać się kosztów biletów, ponieważ fundowali je rodzice. Z tego powodu postanowiłem wybrać się na wersję 3D. I nie zmieniłem zdania na ten temat: to dalej jest droższe, a wygląda dosyć kiepsko.

Już od zwiastuna film zaskakuje ciekawą otoczką. Co prawda, było już kilka produkcji na podstawie gier, ale to, co odróżnia Ralpha od całej reszty, to fakt, iż gra, na której oparta jest fabuła, nie istnieje. Do tego pokazuje nam jakby wnętrze automatu, co jest bardzo ciekawym zabiegiem. Produkcja opowiada o Ralphie Demolce - negatywnym bohaterze gry "Wreck-It-Ralph", która jest pewną krzyżówką Donkey-Konga i Super Maria. Polega ona na tym, że tytułowa postać niszczy dom znajdujący się w jego świecie, a gracz porusza się Felixem Zaradziszem, który ten dom naprawia. Każdy poziom kończy się zrzuceniem głównego bohatera z dachu budynku do kałuży pełnej błota. Ponieważ Ralph cały czas coś niszczy, w świecie gry nikt go nie lubi. Nie ma prawa również mieszkać w wielkim budynku razem z innymi postaciami. Bardzo potrzebuje akceptacji i zazdrości Felixowi tego, że każdy go uwielbia. W tym celu postanawia wyruszyć do innej gry i zdobyć medal bohatera. Trafia do kosmicznej strzelanki Ku polu chwały (w oryginale Heroes Duty, stylistycznie przypominającej Halo), gdzie po kilku problemach zdobywa upragniony medal. Na tym film mógłby się skończyć, gdyby nie komplikacja w postaci zabłądzenia w grze Mistrz cukiernicy -  różowej, lukrowanej wyścigówce, gdzie Ralph traci swój medal. Tam też poznaje on Wandelopę, która chciałaby się ścigać razem z innymi, ale nie może, ponieważ jest glitchem (i dokładnie tak samo jak Ralph potrzebuje akceptacji).


Największym problemem, jaki ma ten film, jest jego ciężka do sprecyzowania grupa wiekowa odbiorców. Jest w nim wiele elementów i odniesień dla starszych użytkowników gier (przecież współczesne dzieci nie grają w platformówki z Pegasusa), ale jednocześnie sekwencje w Mistrzu cukiernicy (zajmujące jakieś pół filmu) są naprawdę ciężkostrawne i tylko małe dzieci będą zadowolone, widząc bardzo dużo cukierkowych kolorów. Ja akurat byłem w tej grupie tak gdzieś pośrodku: nie wyłapałem chyba połowy odniesień do starych gier, a jednocześnie na wszystkich "cukierniczych" scenach zastanawiałem się: "Co ja tutaj robię?". Być może właśnie dlatego Akademia nie doceniła tego dzieła i nagrodziła Oscarem Meridę Waleczną.

Polski dubbing niczym szczególnym mnie nie zachwycił, ale (w przeciwieństwie do wielu głosów) nie uważam też, że jest tragiczny. Za to polskie tłumaczenie... jest po prostu beznadziejne. Irytowały mnie głównie dowcipy o kupie, które nie dosyć, że - powtarzane wielokrotnie - żenowały, to jeszcze w końcu były w filmie dla dzieci (których po jakimś czasie to też już nie bawiło).


Animacja jest naprawdę ładna. Jednym problemem jest właśnie to, że film wydaje się bardzo nierówny. Mimo tego podobał mi się, ale raczej dlatego, że liczę na bardziej "poukładany" sequel, który będzie miał jasno sprecyzowaną grupę odbiorców. Po prostu widzę, że pomysł na pokazanie wnętrz automatów ma potencjał, a próba zrobienia czegoś jak najbardziej uniwersalnego mocno go nadszarpnęła. Liczę na pokazanie większej ilości różnorodnych gier w tym uniwersum.


R:

W znakomitej większości zgadzam się z C, zwłaszcza co do dowcipów i poziomu tłumaczenia dialogów. Mnie jednak podobała się cukierkowa stylistyka i po wyjściu z kina po prostu musiałam kupić sobie czekoladę. Bardzo ciekawy jest też koncept świata przedstawionego, pozwala na zaprezentowanie różnorodnych lokacji, które dodatkowo są bardzo ładnie wykonane.  Film wywarł na mnie dziwne wrażenie. Z jednej strony znalazło się parę emocjonalnych momentów, a z drugiej... No właśnie. Dialogi, to raz. A dwa... całe spotkanie "Anonimowych Negatywnych" (abstrahując oczywiście od faktu, że większość z nich jest powszechnie znana, tym samym ich anonimowość jest nieco umowna). Nie będzie chyba wielkim spoilerem, jeśli napiszę, że w czasie trwania tego spotkania pewien zombie traci serce (dosłownie!) na oczach widowni (choć nie szkodzi mu to, oczywiście). A poza tym, całe motto zebrania, coś w stylu "jestem zły, ale to nic złego" (nie pamiętam go w tym momencie dokładnie). W końcu zostaje ono wypowiedziane przez Ralpha w kulminacyjnym momencie filmu, a wynika z tego mniej więcej tyle, że nie może/nie umie być dobry, że jest zły (ewentualnie "negatywny"), ale to nic, bo najważniejsze, że jest sobą. Znaczy, taka praca, ktoś musi być zły ("zgniatać innym główki jak jajka", czy coś w ten deseń, cytując jednego z bohaterów), ale tak naprawdę to może być całkiem równy gość. How sweet.


Jestem trochę w kropce, zastanawiając się, komu polecić ten film. Na pewno starsi widzowie wychwycą wiele nawiązań do znanych gier, tak samo ci, którzy się tym tematem interesują. Nie jestem do końca pewna, czy dzieci, jeśli już na niego pójdą, zrozumieją  wystarczająco ideę programów w ogóle, jak na przykład specyfikę glitcha (czyli usterki w naszym tłumaczeniu), czy sposób działania wirusów komputerowych. Muszę przyznać, że mimo wszystko film mi się podobał i na pewno byłoby interesujące zobaczyć kolejne przygody bohaterów w wirtualnych światach. Myślę, że Ralph Demolka przypadnie do gustu miłośnikom wirtualnej rozrywki oraz osobom pamiętającym pierwsze komputery.


B C R
Ocena: -/10 8/10 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoją opinią dotyczącą recenzji z innymi!