Skończyłem właśnie nadrabiać zaległości serialowe, kiedy to gdzieś kątem oka w jakichś "Polecanych" czy innych "Dzisiaj oglądanych przez kogoś innego" natknąłem się na ten tytuł. Uwielbiam
Toy Story, dlatego od razu mnie to zaciekawiło, jako że nigdy wcześniej o tym nie słyszałem. Jest to pilotażowy odcinek serialu o Buzzie Astralu. Nie całkiem wiedziałem, czego się spodziewać, toteż na początku byłem zaskoczony poważnym podejściem do tematu. To rzeczywiście ogląda się jak jakiś serial animowany, na podstawie którego powstała potem seria zabawek!
Kreskówka rozpoczyna się od spotkania wszystkich maskotek, kiedy to udaje im się zdobyć nowy film z Buzzem Astralem w roli głównej. Reszta odcinka rozgrywa się w świecie z włączonej przez nich kasety VHS. Pierwszym zaskoczeniem jest jego stylistyka - to dwuwymiarowa kreskówka przywodząca na myśl swoją kreską głównie
Gumisie, czyli to, co u Disneya najlepsze. Na początku Buzz Astral wraz ze swoim partnerem Darkiem Matterem uczestniczą w misji poszukiwawczej Małych Zielonych Ludzików (Little Green Men - LGM). Okazuje się, że w ich porwanie zaangażowany jest Zły Imperator Zurg (tak brzmi pełny tytuł). Zależy mu szczególnie na kuli Unimind, która służy Ludzikom do porozumiewania się między sobą - do stanowienia jedności (te sceny w
Toy Story, gdzie mówią wszystkie naraz, świadczą właśnie o tym). Oczywiście, Zurgowi chodzi o przejęcie władzy nad światem.
|
Buzz Astral i jego drużyna: Tami, Klaymen i księżniczka Leia. |
Kto widział
Toy Story 2, pamięta zapewne scenę, w której Zurg mówi do Astrala "Jestem twoim ojcem". Scenarzyści postanowili nie stawać się niewolnikami tego dosyć jednorazowego żartu i napisali biografię Buzza całkowicie od nowa. Do tego stworzyli mnóstwo innych Strażników Galaktycznych, tak jak on posiadających swoją własną bazę, statki kosmiczne, centrum dowodzenia, szkoleniowe, zwyczaje i hierarchię. Naprawdę bardzo ciekawie rozbudowano ten świat (znowu niektóre postaci przypominają te z
Gumisiów, np. dowódca bardzo przypominał mi Igthorna).
|
LGBT czyli małe zielone ludziki. |
Ogląda się tę produkcję bardzo przyjemnie, głównie z uwagi na to, że twórcy bardzo szybko porzucają "poważny ton produkcji dla dzieci, gdzie się biją i zabijają, ale tak, że nie widać, że się biją i zabijają", na rzecz delikatnego pastiszu konwencji kosmicznego sci-fi. Świadczą o tym te wszystkie wydumane nazwy, które brzmią jak wzięte z
Kosmicznych Jaj (Małe Zielone Ludziki, Zurgotronic Ion Cannon itd.), a także ogólne powielanie tych samych konwencji, które już setki razy widzieliśmy (księżniczka w kosmosie, która teoretycznie nie ma prawa sobie radzić, a na koniec ratuje praktycznie wszystkich; zacofane dowództwo, które nie pozwala na użycie robotów, sądząc, że nigdy nie dorównają człowiekowi).
Film (jak tylko przebije się przez pierwsze dosyć miałkie 15 minut) ogląda się naprawdę świetnie, mimo tego, że jest to tylko pilot produkcji dla dzieci. Jak na dłoni widać wszystkie schematy i można się domyśleć, co się stanie, a jednocześnie produkcja wywołuje pewną nostalgię u osób wychowanych na dobranockach w latach 90' i głównie z tego powodu mogę ją polecić (dla dzieci też się na pewno nada).
Muszę puścić dzieciakom, które są fanami Toy Story.
OdpowiedzUsuń