12 stycznia 2013

Cosmopolis

Rok produkcji: 2012
Reżyser: David Cronenberg
Scenarzysta: David Cronenberg
Gatunek: Dramat







Hej, ho! Przybywamy do Was z kolejną recenzją po dość sporej (jak na nas) przerwie. Ach, ta sesja... Ponieważ 1/2 ekipy rozpoczyna właśnie ferie, posty powinny być już dodawane regularnie. A' propos recenzji - wróćmy do tego, jak to było na początku, czyli co nas podkusiło, by udać się na dzieło Cronenberga z odtwórcą Edwarda Cullena w roli głównej. Będzie to tekst krótki, szybki do przeczytania i (nie do końca) przyjemny.

To był jeden z tych dni, kiedy poszliśmy do kina z nudy. Nienauczeni występami Roberta Pattinsona w takich produkcjach, jak Zmierzch bądź Woda dla słoni, postanowiliśmy dać mu jeszcze jedną ostatnią szansę ("pierwsza ostatnia" była właśnie przed wyżej wymienioną Wodą...). C. ostro się wzbraniał, ale udało się go przekonać, że to przecież jest Cronenberg, nazwisko, które wielu ludziom gdzieś tam z tyłu głowy kojarzy się przecież z filmami całkiem ambitnymi.

Cosmopolis z założenia miało opowiadać o problemach współczesnego świata, kryzysie finansowym i obawach bogatych ludzi, którzy w przeciągu jednego dnia mogą stracić wszystko. Głównym bohaterem jest Eric (Robert Pattinson), podróżujący (wręcz żyjący) w swojej limuzynie. Jego egzystencja jest jałowa, pozbawiona pozytywnych wartości, monotonna. Mimo że pojawia się na ekranie niemal nieustannie (właściwie jesteśmy prawie pewni, że nie powstała ani jedna scena bez jego udziału), niewiele o nim wiemy. Jest ponury, zamyślony i zastygnięty. Przelotnie migają sylwetki innych postaci, jednak nie zmienia to faktu, że Eric jest bardzo odosobniony i w pewien sposób zamrożony w swoim własnym świecie.

Gdyby film został dobrze zrealizowany, z zarysu fabuły powstałoby zapewne doskonałe studium jednostki w świecie, w którym nie liczy się nic prócz pieniędzy. Najbardziej istotną przeszkodą ku temu były sztuczne dialogi, a także całkowity brak aktorstwa. Nie jesteśmy w stanie utożsamić się z żadnym z bohaterów, co automatycznie sprawia, że film staje się nieinteresujący. Co prawda, w czasie początkowego pół godziny szukaliśmy jakiegoś sensu w pseudointelektualnych wywodach głównej postaci, ale mniej więcej po scenie seksu w limuzynie doszliśmy do wniosku, że raczej go nie znajdziemy. Zastanawialiśmy się więc: "może reżyser ukrył tu jakąś niezwykłą metaforę, której po prostu nie rozumiemy?". Ta myśl stanowiła dla nas motywację, by wytrzymać do końca filmu i nie dać się zrazić monotonią oraz bezsensem wypływającymi z ekranu. Każda scena była powiązaniem absurdu i niedopowiedzenia, które niestety nie tworzyły zgrabnej całości, nie posiadały spinającej wszystkie wątki klamry (oczywiście, nie oznacza to, że mamy coś przeciwko kompozycjom otwartym, o ile są sensownie wykonane).


Ponadto, poruszona przez Cronenberga kwestia kryzysu jest nieco nieaktualna. Nikogo już nie dziwi i nie przeraża wizja drastycznej dewaluacji pieniądza (do tego stopnia, by został zastąpiony szczurem - ach, to zaczerpnięte z Herberta zdanie, mające nadać produkcji głębię), ponieważ już dawno zdążyliśmy się oswoić z obecną sytuacją na giełdzie. Protesty, malowanie limuzyny sprejem, zapowiedzi apokalipsy, wydają się nad wyraz patetyczne. Rozumiemy, że Cronenberg starał się stworzyć film niekonwencjonalny, jednak zabrakło w tym dziele charyzmy, która by przemawiała do widza, a nie byłaby kiczowato-poważna. Rzecz jasna, nie możemy przekreślić tego filmu dla każdego. Być może ktoś zauważy w nim elementy geniuszu, których my nie pojęliśmy. Jednak po rozmowach z wieloma osobami po wyjściu z kina możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że nie tylko nam Cosmopolis nie przypadło do gustu.

B C
Ocena: 1/10 1/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoją opinią dotyczącą recenzji z innymi!