Rok produkcji: | 2012 |
Reżyser: | Lynn Shelton |
Scenarzysta: | Lynn Shelton |
Gatunek: | Dramat, komedia |
Oryginalny tytuł: | Your Sister's Sister |
Zainteresowałam się tym filmem dawno, dawno temu, na długo przed premierą. Jednak zanim go oglądnęłam zleciało dosyć sporo czasu i dopiero kilka dni temu zmobilizowałam się do zapoznania się z tą produkcją. I właściwie nie do końca wiem, co mogę na jej temat powiedzieć - jest pośrodku.
Pośrodku są też bohaterowie. Zarówno Iris (Emily Blunt), jej siostra Hannah (Rosemarie DeWitt), jak i Jack (Mark Duplass) nie do końca wiedzą, co chcą zrobić ze swoim życiem. Każde z nich kiepsko sobie radzi ze związkami - Iris po śmierci swojego chłopaka nie potrafi się związać z nikim na stałe, Hannah właśnie rozstała się ze swoją wieloletnią partnerką, a u Jacka bycie z kimś to tylko jedna z wielu rzeczy, które mu nie wychodzą od momentu, kiedy zmarł jego brat. Odizolowani od reszty świata w domu nad jeziorem muszą się skonfrontować ze swoimi problemami, lękami i przygotować do oczekującej ich rzeczywistości. Tę hermetyczność podkreśla także fakt, iż w filmie właściwie nie pojawiają się inne osoby - jeśli już ma to miejsce, to postaci te nie odgrywają większej roli w całości fabuły.
Pośrodku są też bohaterowie. Zarówno Iris (Emily Blunt), jej siostra Hannah (Rosemarie DeWitt), jak i Jack (Mark Duplass) nie do końca wiedzą, co chcą zrobić ze swoim życiem. Każde z nich kiepsko sobie radzi ze związkami - Iris po śmierci swojego chłopaka nie potrafi się związać z nikim na stałe, Hannah właśnie rozstała się ze swoją wieloletnią partnerką, a u Jacka bycie z kimś to tylko jedna z wielu rzeczy, które mu nie wychodzą od momentu, kiedy zmarł jego brat. Odizolowani od reszty świata w domu nad jeziorem muszą się skonfrontować ze swoimi problemami, lękami i przygotować do oczekującej ich rzeczywistości. Tę hermetyczność podkreśla także fakt, iż w filmie właściwie nie pojawiają się inne osoby - jeśli już ma to miejsce, to postaci te nie odgrywają większej roli w całości fabuły.
Myślę, że pod względem warsztatu aktorskiego najlepiej z całej trójki wypadła Rosemarie DeWitt. Nie oznacza to, że polubiłam jej postać, ale wydaje mi się ona najbardziej rzeczywista, prawdziwa. Jest trudna i wie o tym, doskonale zdaje sobie z tego sprawę. (W zasadzie, to Hannah przypominała mi ona odrobinę Susan Sontag; cały czas, gdy na nią patrzyłam, miałam takie skojarzenie). Emily Blunt także nieźle sobie poradziła ze swoją bohaterką, ale ta wyszła odrobinę nijaka przy swojej siostrze (sądzę, że taki był zamysł reżysera). W tym miejscu należałoby wspomnieć o Marku Duplassie. Jego Jack ma trudny charakter, jest humorzasty i bardzo lubi Iris. Wszystko to widać, a mimo to odczuwa się pewne zgrzyty w grze, gdzieś tam pod powierzchnią kryje się brak naturalności i, niestety, rzutuje to na całokształt tworzenia postaci.
Niektórym "Siostra twojej siostry" może się wydać nudna, ponieważ bohaterowie przez większość czasu ze sobą rozmawiają. Zdecydowanie nie ma tam patosu, dialogi w zasadzie przypominają te, które prowadzimy na co dzień (prócz, rzecz jasna, dosyć niezwykłej sytuacji, która ma miejsce w późniejszej części produkcji, ale o tym cicho-sza!). Ja akurat miałam odpowiedni nastrój na oglądnięcie filmu, w którym właściwie nie ma akcji, gdzie aktorzy są pozostawieni samym sobie (i swoim zdolnościom). Nie pomaga im muzyka, przepiękna sceneria czy efekty specjalne, bo najzwyczajniej w świecie jest ich w tej produkcji niewiele.
Dzięki temu, że brak tu zewnętrznych "zakłóceń", więź łącząca Iris i Hannah została doskonale ukazana - według mnie jest to największy atut tego filmu. To, jak nawzajem się podziwiają, jak bardzo się cenią, a jednocześnie ranią, całość różnych mechanizmów tworzących złożoną przyjaźń tych dwóch kobiet, to rzecz, dla której naprawdę warto oglądnąć dzieło Lynn Shelton. W dodatku nie jest to coś, co się narzuca, co jest pokazane widzowi wprost i mówi: "patrz, one się kochają. Nieważne, czy to widać; tak jest, i tyle". Za tę subtelność reżyserka ma u mnie dużego plusa.
Myślę, że "Siostrę twojej siostry" może oglądnąć każdy, kogo nie nużą niekończące się dialogi i trudne, często irytujące postaci. Jest to film dobry, ale nie jestem nim zachwycona - jak powiedziałam na początku: "jest pośrodku".
Dzięki temu, że brak tu zewnętrznych "zakłóceń", więź łącząca Iris i Hannah została doskonale ukazana - według mnie jest to największy atut tego filmu. To, jak nawzajem się podziwiają, jak bardzo się cenią, a jednocześnie ranią, całość różnych mechanizmów tworzących złożoną przyjaźń tych dwóch kobiet, to rzecz, dla której naprawdę warto oglądnąć dzieło Lynn Shelton. W dodatku nie jest to coś, co się narzuca, co jest pokazane widzowi wprost i mówi: "patrz, one się kochają. Nieważne, czy to widać; tak jest, i tyle". Za tę subtelność reżyserka ma u mnie dużego plusa.
Myślę, że "Siostrę twojej siostry" może oglądnąć każdy, kogo nie nużą niekończące się dialogi i trudne, często irytujące postaci. Jest to film dobry, ale nie jestem nim zachwycona - jak powiedziałam na początku: "jest pośrodku".
B | C | |
Ocena: | 7/10 | -/10 |
Właśnie ze względu na poziom gry aktorskiej Marka Duplassa waham sie czy obejrzec ten film,widziałam go w "Na własne ryzyko"i wydał mi sie tam nieco sztuczny.Z drugiej strony jesli mówisz że aktorsko DeWitt i Blunt zawyżają poziom to może zaryzykuję...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie
http://www.film2me2you.blogspot.com/
Myślę, że warto zaryzykować, najwyżej będziesz mnie przeklinać, że Cię namówiłam :). Ale tak już całkiem na serio - uważam, że można przymknąć oko na Marka Duplassa i jego odrobinę nienaturalności w grze, bo Emily i Rosemarie radzą sobie naprawdę dobrze. No i bądź co bądź, film doskonale ujmuje niektóre tematy, z którymi mamy styczność na co dzień, dlatego nawet jeśli nam się nie spodoba, może stać się pretekstem do refleksji - a moim zdaniem to już wystarcza, by uznać go za dobrą produkcję.
Usuń