29 stycznia 2013

Życie Pi

Rok produkcji: 2012
Reżyser: Ang Lee
Scenarzysta: David Magee
Gatunek: Dramat, Przygodowy
Oryginalny tytuł: Life of Pi
Plakat filmu: Życie Pi







Jakiś czas temu, tuż po premierze światowej tego filmu, przeczytałam na jednym z amerykańskich blogów (już nie pamiętam, na którym dokładnie) bardzo pozytywną recenzję Życia Pi. Autorka mówiła, że to jedna z nielicznych produkcji, na którą wybrała się razem ze swoją osiemnastoletnią córką i obie wyszły zachwycone. Myślę, że ta umiejętność oddziaływania na różnych ludzi, niezależnie od ich wieku, to główna zaleta najnowszego dzieła Anga Lee.

Źródłem tej zalety jest zaś fabuła, która przejmuje, zachwyca, wzrusza, a także śmieszy. Pewnego dnia dorosłego już Piscina Molitora Patela (Irrfan Khan) odwiedza pisarz (Rafe Spall), poszukujący historii do swojej książki. Na jego prośbę, Pi opowiada o tym, jak ze względu na swoje nazwisko wymyślił sposób, by przestano się z niego śmiać, jak jego wujek uczył go pływać, dzięki czemu później przeżył; opowiada o swoim życiu w Indiach, o pracy jego ojca w zoo, o poszukiwaniu religii (co doprowadziło do tego, że później był wyznawcą aż trzech z nich naraz). Przedstawia nam także Richarda Parkera, jego późniejszego towarzysza. Docieramy do chwili, kiedy razem z rodziną opuszcza Indie, a statek, którym płyną, tonie. W tym momencie kilkunastoletni Pi zostaje sam na sam z tygrysem, orangutanem, żyrafą oraz hieną na łodzi ratunkowej. I tu zaczyna się właściwa historia.



Zdjęcia tego filmu, za które odpowiedzialny jest Claudio Miranda, są zdumiewające i to chyba one najbardziej przykuwają uwagę widza. Widok tafli oceanu  w nocy, rozświetlony przez pływające w nim zwierzęta, a także odbijające się w nim gwiazdy, to coś niesamowitego, zwłaszcza na dużym ekranie w kinie. Inną tego typu sceną jest moment, kiedy nad łodzią Pi przefruwają latające ryby, a główny bohater razem z Richardem Parkerem próbuje je złapać. Te i inne obrazy sprawiają, że Życie Pi jest w pewien sposób magiczne, wręcz nienaturalne. Atmosferę tę podkreśla wspaniała muzyka, skomponowana przez nominowanego do Oscara Mychaela Dannę, na której czoło, co prawda, wysuwa się główny utwór -  Pi's Lullaby -  jednak moim zdaniem na szczególną uwagę zasługują także takie kompozycje jak Piscine Molitor Patel czy Flying Fish


Wydawałoby się, że w filmie, który otrzymał jedenaście nominacji do Oscara, wszystko zostało docenione. Nic bardziej mylnego. Pominięto bowiem człowieka, który utrzymał całą produkcję na swoich barkach, będąc jedynym aktorem przez sporą większość seansu - Suraja Sharmę, wcielającego się w młodego Pi. To niezwykłe, że osoba, która nigdy wcześniej nie miała styczności z aktorstwem, potrafiła zagrać tak przekonująco i świeżo. Ponieważ role innych artystów były niezwykle znikome, trudno jest oceniać ich występy. Nie zauważyłam jednak większych zgrzytów, co, moim zdaniem, jest najważniejsze.

Rzeczą, która najbardziej mnie irytowała, było podniosłe przesłanie o nieustannej obecności Boga przy nas oraz interpretowanie każdego zdarzenia tak, by świadczyło ono o niewyczerpanej dobroci Opatrzności. Częściowo jednak zmieniłam zdanie pod koniec filmu (nie uzasadnię tutaj, dlaczego tak się stało, bo nie chcę nikomu psuć zabawy). Myślę, że to było idealne rozwiązanie, dzięki któremu każdy z widzów ma wybór, w jaki sposób interpretować to dzieło. Bardzo, bardzo nie lubię narzuconych nam przez twórców wniosków, lubię do czegoś dochodzić sama, dlatego jestem im wdzięczna za pozostawienie mi ostatecznej decyzji, jak potraktować historię Pi. Swoją drogą, jest to w ostatnim czasie jeden z lepszych zwrotów akcji.


Należy teraz wspomnieć o kilku minusach, by nie pozostawiać wrażenia, że opisywany przeze mnie film jest idealny i nie mam co do niego żadnych zarzutów :). Przede wszystkim, bywały momenty, kiedy fabuła niezwykle się ciągnęła, co jest trudne do uniknięcia, jeśli weźmiemy pod uwagę typ opisywanej historii. Po drugie, brakowało mi niewytłumaczalnego "czegoś". Co prawda, usiłowałam odgadnąć, czym to "coś" jest, co spowodowało znaczne opóźnienie recenzji, jednak po ponad tygodniu nadal do tego nie dotarłam. Wszystko wydawałoby się takie piękne, a ja nadal odczuwam pewien niedosyt i odgaduję, że to pewnie przez to, że (znowu) nie przeczytałam książki przed seansem. To denerwujące, że ostatnio tyle świetnych filmów opartych jest na powieściach, przez co nie mam czasu, by wszystkie je przeczytać przed premierą, a później to już nie jest to samo. Podobnie zresztą miałam z Anną Kareniną czy z The Perks of Being a Wallflower, które aż prosiły się o uprzednie przeczytanie pierwowzoru. Wiem, wiem, film jest osobnym dziełem, którego nie powinno porównywać się do książki, ale pewne historie potrzebują literackiego uzupełnienia i Życie Pi, moim zdaniem, do nich należy.

Szerze polecam dzieło Anga Lee wszystkim, ponieważ każdy powinien w nim umieć znaleźć coś dla siebie. Wspaniałe zdjęcia, cudowna muzyka, bardzo dobra gra aktorska, wzruszająca historia i niezwykła postać Richarda Parkera tworzą zdumiewającą całość. Do kina możecie się bez problemu wybrać z całą rodziną, z przyjaciółmi czy z partnerem, i najprawdopodobniej nie będziecie żałować, że wydaliście te kilkanaście złotych. Mimo że fabuła nie jest zbyt skomplikowana, potrafi oddziaływać bardziej niż większość niezwykle zawiłych opowiadań wykorzystanych w kinematografii.




B C
Ocena: 8/10 -/10

4 komentarze:

  1. To nie pierwsza pozytywna recenzja którą czytam. Być może obejrzę ten film. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze polecam; myślę, że nawet jeśli historia nie przypadnie Ci do gustu w stu procentach, to warto chociażby zobaczyć wspaniałe zdjęcia Claudia Mirandy i posłuchać muzyki Mychaela Danny.

      Usuń
  2. Właśnie jestem świeżo po filmie. Muszę przyznać, że spodziewałem się po nim czegoś całkiem innego. Nie wiedziałem o nim nic poza tym, że jest to film o "gościu, łódce i tygrysie". Spodziewałem się więcej przygody i akcji, więc przez większą część filmu się trochę nudziłem. Jednak zakończenie całkiem zmieniło moją ocenę na plus.
    Pozdrawiam,
    forever :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, tak jak Ty, też nie byłam do końca przekonana, aż do ostatniej sceny, która wszystko wyjaśniła. Masz rację, zdecydowanie nie jest to film akcji, raczej służy spokojnemu podziwianiu widoków :). Moim zdaniem można by go odrobinę skrócić, bo chwilami naprawdę był trochę nużący, ale poza tym stoi na wysokim poziomie.
      Także pozdrawiam,
      B. :)

      Usuń

Podziel się swoją opinią dotyczącą recenzji z innymi!