Rok produkcji: | 2012 |
Reżyser: | Jacques Audiard |
Scenarzysta: | Jacques Audiard, Thomas Bidegain |
Gatunek: | Melodramat |
Oryginalny tytuł: | De rouille et d'os |
Rust and bone ucierpiało przez natłok oscarowych filmów, które trzeba było obejrzeć i dopiero teraz znalazłam czas, by się na nie wybrać. Od wielu osób słyszałam, że jest to niezwykła, poruszająca historia, oraz że kreacja Marion Cotillard jest nadzwyczajnie prosta i przekonująca, odbrązowiona, a jednocześnie pełna uroku - to sprawiło, iż tym bardziej nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu będę mogła pójść na seans.
Fabuła "Rdzy i kości" opisuje życie Stéphanie (Marion Cotillard), treserki orek mieszkającej w Antibes, mieście położonym nad Morzem Śródziemnym w południowo-wschodniej Francji. Pewnej nocy, gdy główna bohaterka wychodzi do klubu, zostaje zaczepiona przez pijanego mężczyznę. Pomaga jej wtedy pracujący tam jako ochroniarz Alain (Matthias Schoenaerts), który od niedawna zajmuje się swoim synem, dotąd wychowującym się bez ojca. Ponieważ Alain nie ma środków na utrzymanie dziecka, wprowadza z nim się do swojej siostry (Corinne Masiero). Film podzielony jest na dwie części - pierwsza z nich skupia się na tragedii Stéphanie, która poprzez zmiażdżenie jej nóg przez orkę traci fragmenty obu kończyn od kolana w dół. Druga natomiast opowiada o problemach związanych z wychowywaniem syna i znalezieniem pracy, jakie ma Alain. W pewnym momencie losy obojga bohaterów znów się łączą, zamieniając tym samym przelotną znajomość w prawdziwą przyjaźń.
Zastanawiające dla mnie jest to, dlaczego Marion nie została nominowana do Oscara za wspaniałą rolę Stéphanie. Jest niezwykła, przede wszystkim dlatego, że całkowicie się różni od poprzednich kreacji aktorki. Trudno jest w niej rozpoznać zalotną, czarującą Adrianę z O północy w Paryżu czy niebezpieczną i tajemniczą Mirandę Tate z filmu Mroczny rycerz powstaje. To, jak diametralnie różne są sylwetki tworzone przez Marion Cotillard, świadczy o jej niezwykłym talencie i warsztacie. Stéphanie w jej wykonaniu to przede wszystkim silna kobieta, której jednak bardzo trudno jest się pogodzić z tym, co ją spotkało. Świetnie zagrał także Matthias Schoenaerts, który jako Alain jest częściowo kochany, częściowo irytujący. Jest nieodpowiedzialny, jeśli chodzi o niego i o jego synka (jak to mężczyzna), za to stanowi ogromne wsparcie dla Stéphanie i pomaga jej uwierzyć w to, że nie wszystko jest jeszcze stracone.
Niektórzy porównują Rust and Bone do Nietykalnych, ja jednak wolałabym tego uniknąć. Choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że oba te filmy są do siebie bardzo podobne (przyjaźń dwóch osób, z których jedna jest niepełnosprawna, niski stan społeczny Alaina), to właściwie na tych powierzchownych kwestiach podobieństwo się kończy. Rust and Bone jest znacznie bardziej surowe, pozbawione humoru i swoistej lekkości Nietykalnych. Tutaj więcej jest mowy o "brudnych" sprawach, w zdecydowanie większym stopniu pokazana jest szarość otaczającej rzeczywistości. Widzimy trudną sytuację materialną Alaina i jego siostry, poruszane są takie tematy jak nielegalne walki za pieniądze czy kontrolowanie swoich podwładnych poprzez ukrywanie kamer w pomieszczeniach pracowniczych. Niewiele elementów filmu ułatwia jego "przyswojenie" - brak tu upiększającej charakteryzacji, muzyki czy scenografii. Obraz ten jest niezwykle surowy i przeznaczony dla wrażliwego widza, przyzwyczajonego do tego typu produkcji. Poprzez swoją hermetyczność i ubogość, jeśli chodzi o efekty mające uatrakcyjnić film, Rust and bone przypomina mi odrobinę Siostrę twojej siostry. Oba dzieła łączy podobna atmosfera i sposób grania aktorów.
Ogromną zaletą obrazu Audiarda jest przejrzystość, naturalność zachowań bohaterów. Nie stają się oni herosami pod wpływem mających miejsce w ich życiu wydarzeń. Zmieniają się, to prawda, lecz we właściwy dla siebie sposób, subtelnie, niemalże niezauważalnie. Na pewne rzeczy czekamy aż do końca opowieści, choć normalnie wydarzyłyby się znacznie szybciej. Rust and bone to niespieszące się nigdzie studium zachowań, ludzkiej natury, choć w bardzo niewielkim jej ułamku. Z tego powodu może ono być nieco męczące i nużące. I o ile doceniam kunszt reżysera, to chyba jednak wolę, gdy historia ma w sobie trochę więcej magii i piękna, jest mniej dosłowna i momentami do bólu przygnębiająca. Naprawdę podziwiam twórców Rust and bone, jednak nie potrafię być aż tak zachwycona tym filmem jak inni - racjonalnie wiem, że jest on bardzo dobry, jednak emocjonalnie nie trafia on do mnie do tego stopnia, bym uznała go za wspaniałe dzieło.
Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową, składającą się z utworów skomponowanych przez Alexandre'a Desplata oraz dość popularnych piosenek (I Follow Rivers czy Firework), to jest ona idealnie skomponowana w stosunku do obrazu - delikatna, subtelna w "cichych" scenach oraz odpowiednio żywa i taneczna w momentach, gdy akcja rozgrywała się w klubie bądź podczas pokazu orek. Bardzo polubiłam natomiast utwór Bona Ivera pochodzący z sountracku, The Wolves, zaprezentowany poniżej. Doskonale wpisuje się on w klimat filmu.
Plakat pochodzi z tej strony.
B | C | |
Ocena: | 7,5/10 | -/10 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoją opinią dotyczącą recenzji z innymi!