19 kwietnia 2013

Człowiek z blizną

Rok produkcji: 1983
Reżyser: Brian De Palma
Scenarzysta: Oliver Stone
Gatunek: Gangsterski, sensacyjny
Oryginalny tytuł: Scarface
Plakat filmu: Człowiek z blizną







Ten film od dawna widniał na mojej specjalnej liście "filmów, które absolutnie muszę obejrzeć", ale oprócz tego powód jego zobaczenia przeze mnie właśnie teraz jest dużo bardziej prozaiczny. Ostatnio zacząłem przechodzić poszczególne starsze części Grand Theft Auto. W większość wcześniej grałem, ale akurat Vice City umknęło mojej uwadze. Z tego powodu postanowiłem nadrobić tą zaległość. Przy dokładniejszym wczytywaniu się w fabułę dowiedziałem się, że twórcy z Rockstara wzorowali się na filmie De Palmy. Dlatego postanowiłem go obejrzeć i napisać dwie recenzje, które będą wzajemnie się odnosić do gry i filmu.

Produkcja odnosi się do dzieła Scarface z 1932 roku, ale dzięki uwspółcześnieniu scenariusza i dużym zmianom fabularnym, wprowadzonym przez scenarzystów (Oliver Stone przebywał nawet przez jakiś czas w środowisku handlarzy na wybrzeżu), trudno nazwać go remakiem. Film opowiada o życiu Tony'ego Montany (Al Pacino) - kubańskiego uchodźcy, który szuka w USA ucieczki od biedy (opowiada policjantom, że żywił się codziennie ośmiornicami; mówi, że nawet więzienie byłoby lepsze od życia w dyktaturze Fidela Castro). Na początku trafia do obozu dla uchodźców. Dostaje jednak możliwość wyjścia z niego wcześniej i otrzymania zielonej karty. On i jego towarzysz Manolo (Steven Bauer) muszą jednak zabić jednego z uchodźców, który wcześniej pracował dla dyktatora. Później obaj pracują w przyczepie kempingowej, sprzedając fast-food, i wzdychają, patrząc na gangsterów mających mnóstwo pieniędzy, zastanawiając się jak dojść do tego samego.

Kiedy zobaczyłem, że film trwa prawie trzy godziny, trochę się przeraziłem. Słyszałem od niektórych, że potrafi być odrobinę nudny, co jak na film gangsterski, nie jest dobrą oznaką. Ja jednak nie odczułem tego ani razu. Tak długi czas pozwala nam dokładnie zaznajomić się z postacią Tony'ego oraz poznać jego plany i motywacje. W dalszej części obserwujemy, jak razem z kumplem zajmują się handlem narkotykami, a Tony pnie się po szczeblach mafijnej kariery, poznając nowych ludzi i wkupując się w ich łaski.

No właśnie. Postaci Montany i jego relacjom z innymi bohaterami można by poświęcić całą książkę. Jego motywy są bardzo proste: na początku chciał po prostu podnieść jakość swojego życia, ponieważ uważał za niesprawiedliwość społeczną to, że pracując uczciwie, nie można zostać bogatym, za to ludzie handlujący narkotykami mają mnóstwo pieniędzy. W późniejszych scenach jednak nie potrzebuje już więcej środków, dlatego widzimy, że kieruje nim zwyczajna chciwość.

Kwintesencja stereotypów o kubańskim imigrancie (Tony Montana i Manolo Ribera)

Z początku Tony pokazuje, jak bardzo jest nieobyty z amerykańskim światem. W scenie z policjantami jest niemiły i bezczelny. Im dłużej oglądamy film, tym bardziej widzimy, że nie próbuje się zmienić. W jednej z ostatnich scen spotyka się z innymi ważnymi osobami zamieszanymi w handel narkotykami w willi Alejandro Sosy (aktor jednej roli - Paul Shenar). Dzięki temu otrzymujemy świetne porównanie: Sosa i kilku innych (m. in. minister spraw zagranicznych Argentyny) są eleganccy i umieją się wyrazić, a Montana siedzi rozwalony w swoim okropnym prążkowanym garniturze, ze złotym łańcuchem na szyi, pali cygaro i wyraża się wyjątkowo brzydko. Do tego wydaje mu się, że jest najważniejszym człowiekiem na świecie (jego końcową megalomanię świetnie obrazuje napis mieszczący się w holu jego wielkiego pałacu: "World is yours"). Jego całe zachowanie sprawia, że postrzegamy go jako sprytnego, niewychowanego i bezczelnego "wieśniaka", któremu trochę się poszczęściło, a resztę nadrobił siłą. Zresztą, jest w tym filmie wiele scen, które to obrazują, za przykład może posłużyć ta, w której kupował samochód. Pod pewnymi względami przypomina Nikodema Dyzmę (szczególnie, jeżeli chodzi o bezczelność).
 
Fanowski rysunek Tony'ego Montany
(żródło: joemonster.org)

Relacje Tony'ego z innymi postaciami są naprawdę dynamiczne. Elvirę Hancock (Michelle Pfeiffer), swoich współpracowników (Manolo, Sosę, Lopeza) oraz rodzinę traktuje nieprzewidywalnie. W momencie, w którym mu są potrzebni, wszystko jest w porządku, jeżeli jednak coś przestanie pasować, można się ich pozbyć. Można by długo jeszcze pisać o poszczególnych stosunkach Tony'ego z ludźmi, ale ciężko to zrobić bez nadmiernego zdradzania fabuły.

Jeżeli chodzi o aktorstwo, to Al Pacino "kradnie całe show". Jest naprawdę najmocniejszą stroną filmu i mimo jego włoskiego pochodzenia, jesteśmy naprawdę w stanie uwierzyć, że jest imigrantem z Kuby (przez cały film mówi ze śmiesznym akcentem!). Jednakże reszta aktorów też nie wypada wcale źle. Paul Shenar jako Sosa jest tajemniczy i zaskakujący, nie waha się przed niczym (dokładnie taki, jaki producent kokainy powinien być). Steven Baurer (Manolo) jest troszkę bezbarwny i jego postaci brakuje głębi, ale wynika to chyba bardziej ze scenariusza, gdzie jest zwykłym dodatkiem i Tony mógłby się bez niego obejść. Michelle Pfeiffer ma wyglądać ślicznie i to właśnie robi. Robert Loggia (jako Frank Lopez) oraz F. Murray Abraham (jako Omar Suarez) tworzą za to niesamowity duet gangsterów, którzy ufają sobie i rozumieją się bez słów. Żałuję, że nie pokazano ich troszkę dłużej na ekranie (szczególnie Abrahama, którego chyba wszyscy uwielbiają za rolę w Amadeuszu).

Moje dotychczasowe skojarzenie na temat Roberta Loggii. Z uwagi na prawa autorskie w Internecie nie ma lepszego nagrania.

Miejsca wybrane do kręcenia stały się niejako wizytówką USA z lat 80'. Wszystkie samochody, ubrania i scenografie wpłynęły na sposób postrzegania tamtych czasów jako całkiem przyjemnych, pastelowych i trochę tandetnych (nawet fryzury głównych bohaterów sprawiają takie wrażenie). Osobną kwestię stanowi muzyka, którą z jednej strony tworzą najlepsze hity z tamtych lat ("Push It to the Limit", "She's on Fire"), z drugiej fenomenalny soundtrack stworzony przez Giorgio Morodera, w którym naprawdę dużą rolę grają głębokie, ciemne tony, nadające czasem obrazowi trochę grozy.


Obraz De Palmy jest w wielu miejscach bardzo brutalny. Zawiera mnóstwo przemocy oraz broni, a także scen przestawiających uzależnienie od kokainy. Kilka momentów jest również przerażających ze względu na degenerację bohaterów i to, jak się do siebie odzywają i co mówią (szczególnie na końcu). Film wywołał mnóstwo kontrowersji w różnych grupach społecznych (np. w środowisku kubańskich imigrantów, którzy nie chcieli być stereotypowo przedstawiani jako bandyci).

Film można polecić każdemu, kogo nie przeraża fakt, że jest długi i potrafi się skupić dłużej niż przez dwie godziny. Po naprawdę powierzchownym zagłębieniu się w świat handlu narkotykami widać, że scenarzyści pozostawili potencjał na jeszcze kilka produkcji w podobnym świecie. Scarface jest naprawdę bardzo dobrze nakręcony, logiczny i przekonywający. Sceneria i klimat wyglądają zupełnie jak lata 80' a Ameryce.

PS (Spojler!) Rzeczą, która mnie najbardziej zdziwiła, jest to, że oprócz pierwszej sceny w całym filmie nie ma ani słowa więcej na temat blizny, a tym bardziej nie dowiadujemy się, skąd Tony ją ma. Jak na obraz o takim tytule, jest to całkiem zaskakujące.

PPS Moja recenzja Grand Theft Auto: Vice City na blogu znajomego, powiązana z tą.
B C
Ocena: -/10 9/10

2 komentarze:

  1. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię Ala Pacino, ale film bez rewelacji. Mi się wydaje, że czas zrobił swoje. Przyznaję wam rację, że zagrał wprost fenomenalnie, no i muzyka też jest naprawdę ok. Tym niemniej z kina gangsterskiego zdecydowanie wolę trylogię "Ojca chrzestnego" czy "Dawno temu w Ameryce". 7/10

    OdpowiedzUsuń

Podziel się swoją opinią dotyczącą recenzji z innymi!