15 kwietnia 2013

Movie 43

Rok produkcji: 2013
Reżyser: Peter Farrelly, Elizabeth Banks i 11 innych
Scenarzysta: Rocky Russo, Jeremy Sosenko i 7 innych
Gatunek: Komedia? Szczerze wątpię, raczej żenada
Plakat filmu: Movie 43









Pierwszy raz zetknąłem się z tym filmem, kiedy mój brat wysłał mi link do filmiku na youtube. Scena przedstawiała randkę Kate Winslet Hugh Jackmana, który... miał jądra na podbródku. Coś tak niedorzecznego i kretyńskiego, że dalej nie wiem, co na ten temat powiedzieć. Macie pecha, ponieważ właśnie dzisiaj miałem ochotę obejrzeć tego (nie do końca) dobrze zapowiadającego się gniota...

Film jest podzielony na 11 (!) krótkich historyjek, co daje nam średnio dwanaście i pół minuty na jedną. Czy w tak krótkim czasie  można stworzyć napięcie i sensowną akcję, która skończy się punktem kulminacyjnym? Łącznikiem wszystkich historyjek jest historia kumpli, którzy są totalnymi głupkami i najmądrzejszy z nich pokazuje im zakazane filmiki z jakiejś dziwnej strony, będącymi jednocześnie fragmentami całej produkcji (rzeczywiście powinny być zakazane):

U góry: ona jeszcze nie wie.
Poniżej: już wie.
  1. Wspomniana wcześniej historia z jądrami. O ile jeszcze Jackman wyszedł obronną ręką (widać, że czuje się w miarę swobodnie w tej idiotycznej roli),  to Winslet wypadła po prostu okropnie: jest nienaturalna i przerysowana. Poza tym sytuacja była śmieszna przez pierwsze dwie minuty (no bo w końcu ile można wymyślić dowcipów o jądrach?). Dalej jest już tylko żenada.
  2. Historyjka opisuje rodzinę z synem (Jeremy Allen White), który zamiast chodzić do liceum, uczy się w domu. Rodzice, aby nie stracił nic z edukacji, robią mu dokładnie to samo, co spotkałoby go w szkole,  napisali mu, na przykład, na lodówce, że jest pedałem, matka (Naomi Watts) na lekcji przekręciła jego nazwisko, a ojciec (Liev Schreiber) przylał mu piłką na wf-ie. Ten fragment jest odrobinę śmieszniejszy niż poprzedni, co nie zmienia faktu, że tu również kogoś poniosło przy pisaniu i końcówka jest okropnie żenująca.
  3. O Boże! Nie dam rady dłużej. Jest parka (Anna Faris i Chris Pratt) i w momencie, w którym on się chciał jej oświadczyć, ona powiedziała, że marzy żeby zrobił na nią kupę. I potem cały filmik opowiada o tym, jak on się przygotowywał do tej chwili i kogo się radził, jak zrobić świetną kupę. I nie będzie wielkim spojlerem jak powiem, że kończy się obrzydliwą, fekalną eksplozją. Okropny. Do tego aktorstwo Anny Faris jest straszne, a odgłosy dodane w postprodukcji są niesamowicie nie na miejscu.
  4. To jest po prostu okrutne. Kolejna historia nie sponiewierała mnie tak jak poprzednia, ale też jest źle. Veronica (Emma Stone) i Neil (kasjer w sklepie, Kieran Culkin) zaczynają opowiadać o seksie i obrażać się nawzajem na tle włączonego mikrofonu do ogłaszania promocji w sklepie. Jest potwornie niesmacznie, ponieważ cały supermarket się przysłuchuje temu, jak opowiadają sobie o chorobach wenerycznych, którymi się nawzajem pozarażali.
  5. Opowieść o speed-datingu, na który przyszedł Robin (Justin Long). Pojawił się też Batman (Jason Sudeikis), ale tylko po to, żeby go wkurzać i podbierać mu dziewczyny. Całkiem śmiesznie obrazuje to, że Robin jest zawsze w cieniu. Mogłaby być nawet sympatyczna, gdyby nie była aż tak wulgarna. No i znowu przegięto z dziwacznym zakończeniem. Za to zawiera mnóstwo śmiesznych kameo innych postaci z tego uniwersum (np. Superman, Wonder Woman albo Pingwin).
  6. Zebranie zarządu firmy produkującej iBabe - odtwarzacz muzyczny wyglądający jak goła kobieta. Problem w tym, że nastolatkowie chcą z nim uprawiać seks, ale ponieważ w środku mechanicznej waginy jest wentylatorek do chłodzenia... Część ta zawiera niesamowicie rasistowski dowcip i Richarda Gere, który nie wie, że młodzi chłopcy obsesyjnie myślą o seksie.

  7. Richard Gere jest zdziwiony, że młodzi ludzie chcą uprawiać seks z odtwarzaczem muzycznym.

  8. Kolejna opowiastka dotyczy pierwszej miesiączki, która akurat musiała wydarzyć się podczas randki z chłopakiem (Jimmy Bennett) u niego w domu. Sytuacja jest o tyle żenująca, że są tam jeszcze starszy brat (Christopher Mintz-Plasse) i ojciec (Patrick Warburton). Beznadzieja. Wcale nie śmieszne. Można spokojnie pominąć.
  9. Ta historyjka opowiada o dwóch kumplach, z których jeden złapał dla drugiego na urodziny leprechauna (tego krasnala, co chodzi z garnkiem złota, Gerard Butler). Razem torturują go, żeby dostać to złoto. Kiedy akurat przyszła mi do głowy myśl, że przy tym filmie American Pie to arcydzieło i prześmieszna komedia, zobaczyłem, że kumpel, który ma urodziny, to Stiffler (tylko z dłuższymi włosami). Boże. Czym to coś jeszcze mnie zaskoczy?
  10. Żałuję, że spytałem. Emily (Halle Berry) oraz Donald (Stephen Merchant) są na pierwszej randce. Aby nie przypominała innych, postanawiają zagrać w Prawda czy Wyzwanie. Zaczyna się niewinnie, a kończy na okrutnych okaleczeniach. Pomysł ciekawy, ale jak zwykle przesadzony.
  11. Następna sekwencja opisuje rasistowską przemowę czarnego trenera koszykówki (Terrence Howard) do swojej czarnej drużyny. Przez cały filmik próbuje on wytłumaczyć, że ponieważ są czarni, to są stworzeni do koszykówki. Niezbyt śmieszne. Dziwne jest również to, że potem następują napisy końcowe. Kiedy myśli się, że "nareszcie koniec" oraz "nigdy więcej tego nie obejrzę", pojawia się kolejna historyjka.
  12. Ratunku! To jest niemożliwe! To najgorsza historia ze wszystkich! Opowiada o parze, z której chłopak (Josh Duhamel) ma kota zazdrosnego o dziewczynę (Elizabeth Banks). Zwierzak ma na imię Beezle i jest tragiczną dwuwymiarową animacją, która masturbuje się przy zdjęciach swojego właściciela. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat tak. Ktoś chyba próbował sparodiować Teda, niestety bardzo, bardzo nieudolnie.
Od lewej: Stiffler, Johnny Knoxville oraz Leonidas (tak, ten w czapeczce krzyczał: THIS IS SPARTA!)

W Hollywood musiał pojawić się ktoś niesamowity, posiadający całą szafę niewygodnych akt i "haków" na różnych słynnych aktorów, ponieważ nie wierzę, że takie sławy jak Hugh Jackman, Halle Berry czy Richard Gere zgodziły się zagrać dobrowolnie. Poza tym budżet filmu zamknął się podobno w 6 milionach dolarów, co jest bardzo niską kwotą, jak za film z masą drogich aktorów i kilkoma niezłymi efektami specjalnymi. Może, kiedy przedstawiło się im poszczególne wątki osobno, nie mówiąc w jakiej większej całości się znajdą, nie wyglądało to aż tak źle.

Mam wrażenie, że "za bardzo" jest wskazówką, którą scenarzyści tego filmu powiesili sobie nad łóżkami. Wszystko jest za bardzo i za daleko. Jeżeli któraś historia wydaje się byś śmieszna (np. ta z Batmanem), to zawsze pod koniec przytrafi się coś, co ją zabija, albo ten sam dowcip ciągnie się za długo (tak jak w historyjce z Murzynami).

"Let's play a game... Truth or Dare?"

Ogólny spinający całość wątek chłopców włamujących się na serwery FBI i inne niedostępne miejsca jest tak kretyński, że wygląda raczej jak seria jakichś słabych filmików, nakręconych przez kogoś na youtube, niż część filmu wyświetlanego w kinach. Nie wiem, może to jakiś wysmakowany hołd dla takiej taniej, drewnianej, internetowej twórczości i ja po prostu nie zauważyłem głębi tego filmu jako całości. Jeżeli tak jest, wyprowadźcie mnie z błędu. Moim zdaniem, warto obejrzeć tylko upijając się na umór. Daję mu 2: jeden punkt za kilka naprawdę ciekawych i zadziwiających pomysłów, których wcześniej nie widziałem w kinie i drugi za to, że parę razy mnie rozśmieszył. Więcej się nie należy.

Obejrzałem to wszystko z wyraźną fascynacją, ponieważ jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś posunął się tak daleko w tworzeniu czystego debilizmu (można by uknuć nowy termin jako pochodną purnonsensu - purdebilizm, pasowałoby idealnie). Moje życie już nigdy nie będzie takie samo.


B C
Ocena: -/10 2/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoją opinią dotyczącą recenzji z innymi!